Ostatnie udane wezwania na Stomil Bełchatów i Unimil oraz zakup Huty Oława przez Boryszew świadczą o tym, że ?porządkowanie? kapitałowe sektora chemicznego na GPW wyraźnie przyspiesza.
Przejęcie Stomilu Bełchatów przez austriacki Semperit i Unimilu przez niemiecki Condomi przebiegło bez większego echa. Nic dziwnego, w obydwu przypadkach karty zostały rozdane na długo przed ogłoszeniem publicznych wezwań.Semperit zapewnił sobie kontrolę nad Bełchatowem już w marcu br., kiedy podpisał przedwstępną umowę kupna niemal 40-proc. pakietu akcji spółki od narodowych funduszy inwestycyjnych, a zwłaszcza od NFI im. E. Kwiatkowskiego, funduszu wiodącego. Austriacki koncern zapłacił po 21 zł za akcję. Więcej emocji było w przypadku dobczyckiego Unimilu, największego w Polsce producenta prezerwatyw. Stało się tak głównie za sprawą konfliktu między krakowskim Biurem Inwestycyjnym CODE, a Universalem, posiadaczem pakietu akcji uprzywilejowanych. Chodziło o to, kto sprzeda (i zarobi) walory Unimilu inwestorowi strategicznemu. Jak to często bywa na polskim rynku kapitałowym, przysłowie: ?gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta?, tym razem również nie sprawdziło się. ?Rozgrywający? dostali więc od Condomi po 72 zł za akcję, drobni inwestorzy musieli się zadowolić w publicznym wezwaniu ceną 21 zł za walor.Uwaga na Boryszew i SanokZnacznie ciekawszym wydarzeniem było przejęcie niewielkiej Huty Oława przez Boryszew, kontrolowany przez Romana Krzysztofa Karkosika i jego rodzinę. Przez cały ubiegły rok Oława ? mimo, iż generowała przyzwoite zyski ? była zapomnianą i niedowartościowaną spółką. Pod koniec roku kurs jej akcji zaczął się jednak stopniowo umacniać. W artykule z 22 grudnia 1999 r. PARKIET przypominał, że wbrew nazwie Oława nie jest żadną hutą, tylko firmą sektora chemicznego. Tytuł artykułu ?Następny Boryszew?? miał tylko zwrócić uwagę inwestorom na ten fakt. Okazał się jednak celnym trafieniem. Wiosną Boryszew (czyli Roman Karkosik z rodziną) zrealizował swój plan, przejmując kontrolę nad Oławą.Kierowany przez prezesa Sławomira Masiuka Boryszew chce przejąć kolejną spółkę giełdową z branży chemicznej. Jako, że nie pozostało ich wiele, można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że będą to pabianickie Suwary. Firma ta pasuje bowiem idealnie do koncepcji Boryszewa, jaką jest budowa grupy kapitałowej, skupiającej się na produkcji dla przemysłu samochodowego, budownictwa i opakowaniach. Nadal nie wiadomo, jakie związki będą łączyć Boryszew z Oławą. Jednym z rozwiązań mogłaby być fuzja obydwu firm, korzystna dla właściciela ze względu na duże możliwości redukcji kosztów. Warto obserwować także wszelkie ruchy związane ze Stomilem Sanok. Firma ta kontrolowana jest przez grupę funduszy Enterprise Investors, które zapewne będą chciały znaleźć dla niej inwestora strategicznego. Jednym z ruchów przygotowawczych do tej operacji było niewątpliwie ostatnie wezwanie na Stomil Sanok ogłoszone przez samą spółkę. Zakończyło się ono niepowodzeniem ? z 900 tys. akcji, udało się skupić zaledwie 1/3 walorów.Inwestorzy nie odpowiedzieli tłumnie na wezwanie, mimo iż oferujący płacił 40 zł za jeden walor. Akcje spółki kosztują obecnie na GPW mniej. W kontekście nieudanego wezwania wiele wskazuje na to, iż ?na Sanoku coś się jeszcze stanie?.Giełda z przymusuAnalizując strukturę własnościową spółek sektora chemicznego nie sposób pominąć dylematów akcjonariuszy większościowych. Dla części z nich utrzymywanie firm na giełdzie jest ?złem koniecznym?.Jest to najbardziej widoczne w przypadku Polifarbu Dębica, w ponad 96% kontrolowanego przez szwedzki koncern Alcro Beckers. Główny akcjonariusz chce wycofać spółkę z publicznego obrotu, ale ma z tym kłopoty (przede wszystkim ze względu na sprawę w sądzie wytoczoną przez jednego z indywidualnych inwestorów). Szwedzi nie ukrywają, że giełda nie jest im do niczego potrzebna.Podobna sytuacja może mieć miejsce w przypadku Polifarbu Cieszyn-Wrocław, którego 66% akcji należy do grupy Sigma-Kalon. Może ona bez problemu zdobywać potrzebny kapitał za granicą, np. w formie kredytów. Dlatego gdyby pewnego dnia Sigma-Kalon ogłosiła, że zamierza wycofać Polifarb z GPW, nikogo nie powinno to zdziwić. Warto zwrócić uwagę, że struktura akcjonariatu daje w tym przypadku potencjalne możliwości spekulacyjnego wzrostu związanego z próbą wycofania z obrotu.Dylemat większościowego akcjonariusza, któremu nie jest potrzebny polski rynek kapitałowy ma prawdopodobnie także francuski koncern Michelin, właściciel kontrolnego pakietu Stomilu Olsztyn. Francuzi niedawno informowali o zwiększeniu swojego zaangażowania w spółce, co zostało odebrane przez rynek jako krok w stronę publicznego wezwania i wycofania firmy z giełdy.Interesujące jest, że Michelin nie zdementował tych spekulacji. Zgadza się to bowiem z jego strategią, która nie przewiduje, aby spółki zależne koncernu były notowane na innych giełdach. PKN Orlen na razie bez inwestoraNajwiększą spółką sektora chemicznego na warszawskiej giełdzie jest Polski Koncern Naftowy Orlen. Trwa właśnie drugi etap prywatyzacji tej firmy, w ramach którego w ręce prywatnych właścicieli trafi 20-30% akcji. W wariancie maksymalistycznym, PKN Orlen będzie w 75% należał do prywatnych akcjonariuszy. MSP nie dało jak dotąd żadnych sygnałów, iż zamierza wprowadzić do koncernu inwestora strategicznego. Zdaniem analityków, odbije się to z pewnością na mniejszym zainteresowaniu inwestorów instytucjonalnych obecną ofertą publiczną. Ze względu na pozycję spółki na polskim rynku, wszelkie decyzje w sprawie inwestora (którym rzecz jasna byłby jakiś ponadnarodowy koncern petrochemiczny) wymagają głównie woli politycznej.Choć trwa jeszcze druga oferta PKN Orlen, w kuluarach mówi się już o trzeciej. Sprawa jest zapewne bardzo odległa, warto jednak zastanowić się nad jej konsekwencjami dla samej spółki, a przede wszystkim dla akcjonariuszy. A ci z coraz większym zniecierpliwieniem obserwują, jak bieżące notowania akcji oscylują od miesięcy w okolicach 22 zł, mimo, iż analitycy zgodnym chórem wyceniają je o 4-10 zł drożej.Dla nikogo nie jest tajemnicą, że największym beneficjentem prywatyzacji PKN Orlen jest Skarb Państwa, do którego trafiają wpływy ze sprzedaży akcji. Sama spółka bezpośrednio nie korzysta na tym wcale. Pośrednio jednak ? dzięki większej wiarygodności wynikającej ze statusu firmy publicznej ? ma łatwy dostęp do kapitału zagranicznego. Otwarte pozostaje pytanie, jak długo inwestorzy, którzy kupowali akcje w pierwszej ofercie po 19,5 zł, (a więc zarobili na razie niewiele) będą chcieli akceptować taki stan rzeczy.
GRZEGORZ BRYCKI