Kurs akcji holendersko-brytyjskiej spółki Unilever w trakcie dwóch ostatnich sesji minionego tygodnia podskoczył prawie o 10 proc. i walory te osiągnęły najwyższą cenę od ponad czterech lat. Powodem tego nagłego skoku wyceny rynkowej były m.in. pogłoski, że ta druga na świecie firma wśród producentów żywności i środków piorących, a trzecia w rankingu dóbr konsumenckich, może zostać przejęta przez fundusze private equity bądź też podzielona.
Śladami Cadbury?
Pożywki dla tego rodzaju spekulacji dostarczyła w miniony czwartek firma Cadbury, właściciel warszawskiego Wedla, która poinformowała, że sprzeda lub wydzieli ze swojej struktury północnoamerykańskiego producenta napojów. Zmusił ją do tego fundusz hedgingowy, który kupił mniejszościowy pakiet akcji tej spółki. Wielu graczy giełdowych uznało, że to samo może się zdarzyć w Unileverze. Gdyby jednak doszło do przejęcia Unilevera, notowanego w Amsterdamie i Londynie, byłaby to jedna z największych tego rodzaju transakcji w ostatnich latach, a na pewno rekordowa w przypadku wykupu lewarowanego (leveraged buyout), a więc w większości za pożyczone pieniądze. W piątek kapitalizacja producenta herbaty Lipton i mydła Dove wynosiła ponad 88 miliardów dolarów.
Do wzrostu popytu na te papiery przyczyniła się też niedawna prezentacja dla inwestorów. Michael Steib, analityk w londyńskim biurze Morgana Stanleya, powiedział, że inwestorzy byli pod wrażeniem przedstawionych prognoz. Ciepło wyrażano się o strategii w segmencie produkcji lodów.
Alan Erskine, analityk szwajcarskiego banku UBS, podkreśla potencjał wzrostowy w dziale produkcji dezodorantów (Rexona, Dove, Axe). W ostatnich pięciu latach przychody ze sprzedaży w tym pionie rosły 10 proc. rocznie, a marża operacyjjest na poziomie 18 proc. Ten biznes jest już dwukrotnie większy niż u najbliższego konkurenta, amerykańskiego giganta Procter&Gamble.