Trzeci na rynku brytyjskim bank widzi siebie w roli białego rycerza, który wyciąga pomocną dłoń do konkurenta w opałach. Gdyby akcjonariusze holenderskiego banku ABN Amro przyjęli propozycję połączenia obu spółek, powstałby duży gracz nie tylko na rynku europejskim, ale również globalnym.
Przedstawiciele obu firm od pewnego czasu prowadzą rozmowy o fuzji, której wartość szacowana jest na 60 miliardów euro. Byłaby to największa tego rodzaju transakcja w branży finansowej w Europie.
Jednak negocjacje znajdują się dopiero we wstępnej fazie i fuzja nie jest przesądzona. Wygląda na to, że obie strony są nią poważnie zainteresowane. Rijkman Groenink, dyrektor generalny ABN Amro, jest pod presją ze strony niektórych udziałowców. TCI Fund Management i Toscafund są niezadowolone z wyników holenderskiego banku i według niektórych informacji domagają się zmian personalnych oraz podziału firmy.
Barclays bardziej agresywny
Niedawno po długiej batalii ABN Amro przejął włoski bank Banca Antonveneta i zwiększył swój potencjał na tym rynku. Jednym z głównych problemów banku z Amsterdamu są koszty oraz straty na kredytach udzielonych w Stanach Zjednoczonych, Ameryce Łacińskiej i na Tajwanie. W ubiegłym kwartale niewielką zwyżkę zysku netto zapewniła mu sprzedaż aktywów. Guy de Blonay, zarządzający funduszem w New Star Asset Management, uważa, że rynek tanio wycenia ABN Amro (57 mld euro). To nie martwi Johna Varleya, dyrektora generalnego Barclays, który kilka tygodni temu mówił, że chce, aby jego bank rozwijał się bardziej agresywnie niż dotąd. Elementem zmodyfikowanej strategii mają być przejęcia na rynkach wschodzących. - Nasza obecność na rynkach wschodzących wciąż jest niewielka - uważa szef Barclays.