okazały się nieco wyższe od prognoz będąc także wyższymi od wartości
osiągniętych w IV kw ubiegłego roku. Jak bumerang wraca zatem strach przed
wyższą inflacją. Znika tym samym temat możliwości obniżenia stóp
procentowych w USA. Nie ma co liczyć na taki ruch w najbliższych
miesiącach. Ba, nie jest wykluczone, że dojdzie do kolejnej podwyżki, choć
nie w najbliższym czasie.
Niska dynamika PKB wynika z dwóch głównych przyczyn. Po pierwsze, wysoki
popyt konsumpcyjny wzmaga import, co negatywnie wpływa na układ wymiany
towarowej z zagranicą, a więc i na sam PKB. Dość powiedzieć, że dziura w
handlu zagranicznym zabrała w I kw b.r. pół punktu procentowego wzrostu.
Drugi problem to rynek nieruchomości. Wydatki na inwestycje w
nieruchomości spadają szósty kwartał z rzędu. Tym razem był to spadek o
17% (stopa roczna), a poprzedzał go w IV kw. ub.r. spadek o prawie 20%.
Malejące wydatki na nieruchomości obniżyły wzrost gospodarczy o 1 pkt
procentowy.
Przez wiele lat rynek nieruchomości był tym, co podtrzymywał wzrost
gospodarczy. Na nieruchomościach "nie można było stracić". Przeciętnie
przez ostatnie cztery dekady każdy rok kończył się wzrostem cen. W tym
roku ma być inaczej. Prognozuje się, że będzie on pierwszym, w którym
zanotowany zostanie spadek cen nieruchomości. Słabość rynku nieruchomości
może mieć już tu mowa), że przedłużająca się
zapaść na rynku nieruchomości może dotknąć innych działów gospodarki i
poprzez drugą falę uderzyć w jej czuły punkt, jakim w tej chwili jest
popyt konsumpcyjny.
Wielu analityków oczekuje, że takie skutki się pojawią. Kevin Logan z
Dresdner Kleinwort w New Jorku, oczekuje, że negatywny wpływ na wielkość
konsumpcji pojawi się już w tym roku i będzie skutkować obniżeniem wzrostu
konsumpcji w tym roku o 0,7 pkt. procentowego. Już można spotkać opinie,
że druga połowa bieżącego roku oraz początek roku przyszłego to już będzie
okres widocznego spowolnienia konsumpcji wynikającego z ujawnienia się
negatywnych skutków związanych z rynkiem nieruchomości. Oczekuje się, że w
kolejnych kwartałach wzrost konsumpcji spadnie do 2,5%. Jaki będzie wtedy
wzrost PKB?
Warto wiedzieć, że pewne procesy związane z kurczeniem się popytu
konsumpcyjnego, a mające źródło w sytuacji na rynku nieruchomości już mają
miejsce. Wg danych byłego szefa Fed Alana Greenspana, w latach od 1991 do
2000 średnio 0,6% wielkości konsumpcji była finansowana pożyczkami
zaciągniętymi pod zastaw nieruchomości. W 2005 roku było to już 2,1%. W
ostatnim kwartale 2006 roku dzięki takim pożyczkom wydano 386 mld dolarów.
Rok wcześniej było to przeszło 800 mld dolarów.
Zmniejszenie kwot zaciąganych pożyczek w celu finansowania wydatków
konsumpcyjnych to tylko jedna z kilku dróg osłabienia gospodarki przez
słabnący rynek nieruchomości. Najpierw odczuwają to firmy blisko związane
z tym rynkiem: budowlane, produkujące wyposażenie, pośrednicy, firmy
finansujące. Efektem jest spadek sprzedaży detalicznej związanej z
nieruchomościami, co ma już miejsce od ponad roku. Drugi etap, to
przełożenie się mniejszego popytu na sytuację na rynku pracy. Tu już od
dawna widać kurczenie się branży i spadek zatrudnienia, co oczywiście
osłabia potencjał konsumpcyjny gospodarki.
Redukcje kosztów zatrudnienia to nie tylko redukcje etatów, ale także
cięcia płac u pracowników, którym udaje się utrzymać pracę. Prostą tego
konsekwencją jest brak możliwości zaciągania nowych kredytów. Dotychczas
wzrost cen nieruchomości umożliwiał zaciąganie nowych kredytów o większej
wartości, których zabezpieczeniem była ta sama nieruchomość, ale wyżej
wyceniania. Teraz nie tylko nie ma możliwości takiej operacji, ale wręcz
przeciwnie, trzeba zmierzyć się w problemem spadającej ceny zabezpieczenia
i żądań banku, by wyrównać różnicę w wycenie szybciej spłacając część
kapitału. Kto sobie z tym nie może poradzić podlega procedurze egzekucji,
w wyniku której bank przejmuje nieruchomość. Ta powiększa wielkość podaży
na rynku i przyspiesza spadek cen.
W tej chwili jest pod tym względem spokojnie, gdyż takich przejęć znacząco
więcej nie ma. Emitenci kart kredytowych oferują swoje kredyty, które mają
pomóc w spłacie kredytu hipotecznego. Niestety, wydaje się, że w wielu
wypadkach to tylko przedłuża agonię i jedynie odroczy nieuniknione. Tym
nieuniknionym w wielu wypadkach są poważne kłopoty finansowe wynikające z
zakupów zbyt drogiego domu przy zbyt małych dochodach. Wtedy nikt już nie
myśli o konsumpcji, co zapewne będzie widać w przyszłych kwartałach, gdy
problemy będą się nasilać.
Stosunkowo spokojna reakcja rynków na słabe wiadomości dotyczące sytuacji
gospodarczej w USA ma pewne uzasadnienie, którego się zapewne wszyscy
trzymają. Dane dotyczą przeszłości, a poza tym niewiele odbiegały od
prognoz. Poza tym w USA trwa sezon wyników i na razie gracze są na nich
skupieni. Po prostu nastroje nie pozwalają na refleksj
przemysłowej wydają się być bite na wyrost. Możliwe problemy ze wzrostem
gospodarczym z powodu spadku tempa wzrostu konsumpcji i utrzymujące się
napięcia inflacyjne to koktajl zabójczy dla rynku akcji. Prędzej, czy
później trzeba się będzie o tym przekonać. Zapewne długo nie będziemy na
to czekać.
Kamil Jaros