Tydzień pełen emocji

Napięte nerwy inwestorów oraz spora ilość danych makro są głównymi czynnikami ryzyka. Moim zdaniem to dobra chwila na odpoczynek i spokojne oczekiwanie na wyklarowanie się sytuacji. Nie ma przymusu posiadania permanentnie otwartych pozycji

Aktualizacja: 20.02.2017 20:53 Publikacja: 14.05.2007 08:37

Ubiegły tydzień był ciekawy zarówno pod względem napływających na rynek informacji, jak również z powodu zmian samego rynku. Po huśtawce, jaka miała miejsce w końcówce tygodnia można sądzić, że poziom emocji na rynku ponownie się podnosi. To będzie miało swoje implikacje nie tylko w samej zmianie cen, ale także podejściu do obecności na tymże rynku.

Wysyp informacji

Zacznijmy najpierw od tego, jakie nowe informacje przyniosła nam sfera makroekonomii. Także i w tym tygodniu byliśmy zasypani przez ważne dane dotyczące gospodarki amerykańskiej. Te dotyczące Polski nie były tym razem kluczowe. Wiadomo, że wzrost gospodarczy w IV kw. 2006 roku został ponownie zrewidowany w górę. Tym razem do +6,7 proc.. Oczekiwania co do wzrostu PKB w I kw. roku bieżącego nie mówią już o możliwym osiągnięciu 7 proc., ale zaczynają prześcigać się w prognozach, o ile ten próg siedmioprocentowy zostanie przekroczony. Są także głosy mówiące, że będzie to w sumie ponad 8 proc. Wynik z pewnością godny uwagi, ale o przypominam, że mówimy ciągle o prognozach. Na faktyczną wartość musimy jeszcze poczekać. Tym bardziej, że może ona być później jeszcze poddana rewizji, jak ma to właśnie miejsce w przypadku wzrostu w IV kw. ub.r. Tak czy inaczej, ostatnia podwyżka stóp, jakiej dokonała RPP, wydaje się na miejscu. I pewnie nie będzie też ostatnią w tym roku, choć raczej trudno oczekiwać, by wysokie tempo wzrostu z I kw. miało zostać utrzymane w następnych.

Przejdźmy jednak do danych dotyczących gospodarki amerykańskiej. Zacznijmy od końca, czyli od piątkowych informacji o dynamice sprzedaży detalicznej. Okazała się ona niższa od prognoz, przy czym warto pamiętać, że mówimy tu o prognozach oficjalnych formułowanych kilka dni przed datą publikacji. Jest to ważne, bo czasem zdarza się, że oficjalne prognozy różnią się od faktycznych oczekiwań rynku, gdyż są nieco opóźnione i nie reagują zbyt szybko na pojawiające się nowe informacje. Taka właśnie sytuacja miała miejsce w piątek, gdy oficjalne prognozy mówiły o dodatniej dynamice sprzedaży detalicznej, choć faktycznie niewielu na taki wynik już liczyło. Powodem była publikacja danych w dniu poprzedzającym pojawienie się wspomnianego raportu. W czwartek rynek zapoznał się ze znacznie gorszymi danymi dotyczącymi kwietniowej dynamiki sprzedaży w sieciach handlowych. Okazało się, że sprzedaż w sklepach (otwartych minimum rok) należących do ponad 50 sieci handlowych spadła w kwietniu o 2,4 proc. To był zdecydowanie słaby wynik - najsłabszy od 1970 roku, gdy te dano zaczęto zbierać. Największa sieć sprzedaży detalicznej Wal-Mart zanotowała spadek sprzedaży o 3,5 proc., co było wynikiem dużo gorszym, od i tak marnej prognozy mówiącej o możliwym spadku o 2 proc. Powody? Podaje się najczęściej dwa czynniki główne - gorszą pogodę oraz fakt, że zakupy świąteczne były dokonywane jeszcze w marcu, a więc spadek w kwietniu musiał nastąpić. Niby musiał, choć przecież nie pierwszy raz zakupy świąteczne dokonywane były w marcu, a jednak takiego spadku wcześniej nie zanotowano.

Problemów

(chyba) przybędzie

Słabość sprzedaży detalicznej jest potwierdzeniem (już w faktach, a nie tylko w prognozach), że wzrost konsumpcji o prawie 4 proc. w I kw. nie ma szans na powtórzenie. Już teraz prognozuje się, że wielkość konsumpcji wzrośnie mniej więcej o połowę wolniej. Jakie to może mieć konsekwencje? Wg wstępnych danych PKB wzrósł o 1,3 proc. Głównym czynnikiem tej zwyżki był właśnie wzrost wielkości konsumpcji, który dodał zwyżce PKB 2,5 pkt procentowego. W kolejnych kwartałach już takiej dużej pomocy nie będzie. To zresztą nie jest jedyny problem.

Trzeba bowiem sobie uświadomić, że nikt już w tej chwili poważnie nie przypuszcza, by PKB w I kw br. faktycznie wzrósł z dynamiką ponad 1 proc. Tuż po publikacji były jeszcze nadzieje na to, że rewizja przyniesie lepszą dynamikę, ale ostatnie dane te nadzieje rozwiewają. W tym tygodniu poznaliśmy wielkość marcowego deficytu w bilansie handlowym, który wzrósł o 10 proc. i był wyższy od prognoz o 5 proc. Pojawiły się także dane o zmianie wielkości zapasów przedsiębiorstw. Zamiast wzrostu o 0,2 proc. zanotowano spadek o 0,1 proc. Obie wielkości sprawiają, że obecne oceny faktycznej dynamiki PKB oscylują między 0,5-1,0 proc. Przypomnę, że mówimy tu o wzroście w skali roku. Faktycznie więc wzrost w I kw. wyniósł ok. 0,1-0,2 proc. Biorąc pod uwagę czynniki losowe, czy problemy ze zbieraniem danych może się nawet okazać, że wzrostu w ogóle nie było.

W poszukiwaniu pozytywów

Nie patrzmy jednak zbyt pesymistycznie. Były w tym tygodniu i jaśniejsze punkty. Jednym z nich była niższa od prognoz dynamika cen produkcji sprzedanej. Wskaźnik PPI core opublikowany w piątek pokazał, że ceny producentów (nie licząc żywności i energii) nie wzrosły. Rynek odebrał to jako sygnał wyhamowania tendencji inflacyjnych, co miało być podstawą do kolejnych zakupów akcji. Trudno mi się z taką interpretacją zgodzić. Co do zakupów to trudno dyskutować, bo one po prostu są i ceny rosną - popyt nadal ma przewagę. Niemniej pobudzanie nadziei na spadek inflacji tylko na bazie wskaźnika PPI jest dość ryzykowne. Jest to jeden z czynników, ale przecież nie decydujący. Inna sprawa, że to przywiązanie inwestorów do wartości PPI jest zaskakujące. Nikt już nie pamięta sytuacji, gdy wyższe od prognoz wartości PPI były zbywane przez rynek, który ciągle przypominał, że dla Fed to nie PPI jest główna miarą inflacji. Tym bardziej, że nie wszystkie zmiany cen producentów przekładają się na zmianę cen dóbr konsumpcyjnych.

Innym pocieszeniem inwestorów są oczekiwania analityków, że mimo słabego wzrostu PKB w I kw. kolejne będą już nieco lepsze. Nawet mimo mniejszej dynamiki wzrostu wielkości konsumpcji. Oczekuje się, że PKB w kolejnych kwartałach ma już wzrastać z dynamiką zbliżoną do średniej, czyli dochodzić do 3 proc. w skali roku. Ten wzrost ma wynikać z poprawy sytuacji przedsiębiorstw i ich zwiększonej chęci inwestowania oraz polepszenia sytuacji w bilansie handlowym (m. in. właśnie ze względu na spadającą wielkość popytu wewnętrznego). Czy takie prognozy są realne? Zdaniem byłego szefa Fed Alana Greenspana nadal ryzyko recesji jest bliskie jednej trzeciej. Ciągle niewiadomą pozostaje sytuacja na rynku nieruchomości. W tej chwili trudno tam mówić o poważniejszej poprawie. Osiągnięcie trzyprocentowego wzrostu byłoby dużym sukcesem.

Groźny jen?

Trzeba pamiętać, że sytuacja w USA jest jednym z poważnych czynników wspierających, bądź nie, proces carry trade. Jeśli USA popadnie w poważniejsze tarapaty szybko to może się odbić na notowaniach nie tylko dolara, ale i jena. Umocnienie się japońskiej waluty to poważne zagrożenie już nie tylko dla rynków wschodzących. Skalę ryzyka pokazał początek tygodnia, gdy jedynie wypowiedź szefa niemieckiego ministerstwa finansów (jego zdaniem jen wszedł na ścieżkę trwałego umacniania się) spowodowała poważny ruch na rynkach akcji na całym świecie oraz na notowaniach walut. To wtedy właśnie rozpoczęła się korekta na rynku złotego, a jak wiadomo słabszy złoty zdecydowanie utrudnia sytuację polskim bykom, a ułatwia niedźwiedziom, co było widać w czwartek i w piątek na parkiecie w Warszawie.

Nowy tydzień zapowiada się nie mniej ciekawie. Ponownie zostaniemy zasypani ważnymi danymi dotyczącymi gospodarek polskiej, strefy euro i amerykańskiej. Głównymi wydarzeniami będą zapewne publikacje wskaźników cen towarów konsumpcyjnych, ale błędem byłoby ograniczać uwagę jedynie do tych wielkości. Emocji raczej nie zabraknie.

Trochę techniki

Nie tylko dane makroekonomiczne były w tym tygodniu ciekawe. Także same zmiany ceny wprowadziły nieco zamętu do analizy rynku. Wydarzeniem tygodnia było odbicie się wartości indeksu do jednego z potencjalnych oporów, czyli od poziomu 3700 pkt. W trakcie hossy na opory się jednak nie patrzy.

Ważniejsze są wsparcia i jedno z nich (pierwsze, dla najszybszych graczy) zostało w piątek przełamane, ale mimo to w drugiej części sesji udało się popytowi wyciągnąć ceny nad jego poziom. W efekcie zostaliśmy pozostawieni w sytuacji, gdy nadal możliwy jest wzrost cen. Na razie nie było zamknięcia notowań pod poziomem wsparcia. Czy jest on możliwy?

Teraz wszystko jest możliwe. Ujawniony w czwartek i piątek poziom emocji graczy jest tak duży, że należy spodziewać się ruchu w każdą stronę. Ruchu, który nie musi być wcale mały, jak pokazała piątkowa sesja. Czy warto się szarpać z rynkiem w takiej sytuacji? Niech każdy odpowie sobie sam. Moim zdaniem warto się zastanowić nad pozostaniem poza rynkiem.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy