Ubiegły tydzień był ciekawy zarówno pod względem napływających na rynek informacji, jak również z powodu zmian samego rynku. Po huśtawce, jaka miała miejsce w końcówce tygodnia można sądzić, że poziom emocji na rynku ponownie się podnosi. To będzie miało swoje implikacje nie tylko w samej zmianie cen, ale także podejściu do obecności na tymże rynku.
Wysyp informacji
Zacznijmy najpierw od tego, jakie nowe informacje przyniosła nam sfera makroekonomii. Także i w tym tygodniu byliśmy zasypani przez ważne dane dotyczące gospodarki amerykańskiej. Te dotyczące Polski nie były tym razem kluczowe. Wiadomo, że wzrost gospodarczy w IV kw. 2006 roku został ponownie zrewidowany w górę. Tym razem do +6,7 proc.. Oczekiwania co do wzrostu PKB w I kw. roku bieżącego nie mówią już o możliwym osiągnięciu 7 proc., ale zaczynają prześcigać się w prognozach, o ile ten próg siedmioprocentowy zostanie przekroczony. Są także głosy mówiące, że będzie to w sumie ponad 8 proc. Wynik z pewnością godny uwagi, ale o przypominam, że mówimy ciągle o prognozach. Na faktyczną wartość musimy jeszcze poczekać. Tym bardziej, że może ona być później jeszcze poddana rewizji, jak ma to właśnie miejsce w przypadku wzrostu w IV kw. ub.r. Tak czy inaczej, ostatnia podwyżka stóp, jakiej dokonała RPP, wydaje się na miejscu. I pewnie nie będzie też ostatnią w tym roku, choć raczej trudno oczekiwać, by wysokie tempo wzrostu z I kw. miało zostać utrzymane w następnych.
Przejdźmy jednak do danych dotyczących gospodarki amerykańskiej. Zacznijmy od końca, czyli od piątkowych informacji o dynamice sprzedaży detalicznej. Okazała się ona niższa od prognoz, przy czym warto pamiętać, że mówimy tu o prognozach oficjalnych formułowanych kilka dni przed datą publikacji. Jest to ważne, bo czasem zdarza się, że oficjalne prognozy różnią się od faktycznych oczekiwań rynku, gdyż są nieco opóźnione i nie reagują zbyt szybko na pojawiające się nowe informacje. Taka właśnie sytuacja miała miejsce w piątek, gdy oficjalne prognozy mówiły o dodatniej dynamice sprzedaży detalicznej, choć faktycznie niewielu na taki wynik już liczyło. Powodem była publikacja danych w dniu poprzedzającym pojawienie się wspomnianego raportu. W czwartek rynek zapoznał się ze znacznie gorszymi danymi dotyczącymi kwietniowej dynamiki sprzedaży w sieciach handlowych. Okazało się, że sprzedaż w sklepach (otwartych minimum rok) należących do ponad 50 sieci handlowych spadła w kwietniu o 2,4 proc. To był zdecydowanie słaby wynik - najsłabszy od 1970 roku, gdy te dano zaczęto zbierać. Największa sieć sprzedaży detalicznej Wal-Mart zanotowała spadek sprzedaży o 3,5 proc., co było wynikiem dużo gorszym, od i tak marnej prognozy mówiącej o możliwym spadku o 2 proc. Powody? Podaje się najczęściej dwa czynniki główne - gorszą pogodę oraz fakt, że zakupy świąteczne były dokonywane jeszcze w marcu, a więc spadek w kwietniu musiał nastąpić. Niby musiał, choć przecież nie pierwszy raz zakupy świąteczne dokonywane były w marcu, a jednak takiego spadku wcześniej nie zanotowano.
Problemów