Ostatnie sesje na światowych rynkach akcji przynoszą przeplatankę nastrojów. Trend wzrostowy amerykańskiego S&P 500, podobnie jak indeksów europejskich, został wyraźnie przyhamowany. Wygląda na to, że nawet jeśli zwyżka będzie kontynuowana mimo tych trudności (w końcu indeks cały czas znajduje się blisko szczytu), to jej tempo będzie już znacznie wolniejsze niż dotychczas. Czynników przemawiających za tym jest kilka. Już wcześniej pisałem o tym, że hamulcem jest roczne tempo zwyżki S&P 500, które niedawno zbliżyło się do poziomu 16-17 proc., który w ostatnich latach stanowił wyraźny opór.

Uwagę warto zwrócić jeszcze na coś innego. Ostatnie dni przyniosły wyraźne odbicie wskaźnika zmienności ATR po jego szybkim spadku trwającym od połowy marca (czyli od początku fali wzrostowej S&P 500). Rzecz w tym, że wskaźnik ten w ostatnich dwóch latach porusza się według powtarzającego się schematu. Jego spadek zazwyczaj towarzyszy szybkiej zwyżce indeksu największych amerykańskich spółek. Kiedy spadek ATR dobiega końca, jest to równoznaczne z wyraźnym spowolnieniem zwyżki S&P 500. Można powiedzieć, że w tym momencie w zwyżce zaczyna coraz bardziej przeszkadzać rosnąca pokusa realizacji zysków. Z takim scenariuszem należy się liczyć i tym razem. Co prawda, S&P 500 może dalej wspinać się na coraz wyższe poziomy, ale będzie mu to zabierało znacznie więcej czasu. O tym, że nastroje na światowych rynkach przechodzą właśnie ewolucję, przekonuje również wczorajszy silny spadek chińskiego indeksu CSI 300 - największy od tąpnięcia z połowy kwietnia. To już trzecia próba sprowadzenia przez niedźwiedzie tego wskaźnika w dół w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Nerwowość jest coraz większa i można się spodziewać, że rosnąca bańka spekulacyjna na rynku chińskim w końcu zostanie przebita. Tym bardziej że rosną obawy, że spółki w Kraju Środka prędzej czy później odczują spowolnienie amerykańskiej gospodarki.