Każda kolejna z ostatnich sesji obnaża słabość WIG20. Odbicie z ubiegłego piątku pozwalało mieć nadzieję, że wyprzedaż szybko zatrzyma się na wsparciach. Niestety, ostatnie dwa dni pokazały, że te rachuby były przedwczesne. Już wtorkowa sesja przyniosła przebicie lokalnego dołka z 26 kwietnia (3568 pkt), czyli poziomu, do którego udało się podciągnąć indeks w wyniku piątkowego odreagowania. Co gorsza, WIG20 za jednym zamachem przebił również położone nieco niżej wsparcia wynikające z maksimum z 1 lutego (3549 pkt). Trzymiesięczna zmiana indeksu staje się ujemna.
Wszystkie te fakty każą sądzić, że fala wzrostowa zapoczątkowana w pierwszej połowie marca dobiegła końca. Kolejny poziom docelowy spadków to luka hossy z końca marca (3411-3433 pkt). Dalsza przecena jest tym bardziej możliwa, że rynek jest jeszcze daleki od silnego wyprzedania. Oscylator stochastyczny nie znalazł się jeszcze w dolnej strefie swoich wahań. Akcjom nie sprzyja słabnący złoty, którego notowania są tradycyjnie silnie powiązane z tym, co dzieje się na rynku akcji.
Nabierająca tempa korekta na rynku dużych spółek kontrastuje jednak z niewielkim tylko osłabieniem "średniaków". Indeks mWIG40 nieznacznie oddalił się od szczytu i wystarczyłaby jedna sesja poprawy nastrojów, by maksimum to zostało poprawione. To potwierdzenie tendencji panujących od dawna. Podczas gdy roczna zmiana mWIG40 cały czas przekracza 70 proc., to roczna dynamika WIG20 zmalała właśnie do 10 proc.
Nic nie wskazuje na to, by grono spółek z WIG20 miało stać się ulubieńcem inwestorów. Przeciwko takiemu scenariuszowi przemawia wiele czynników, nie tylko brak większego zainteresowania naszym rynkiem ze strony globalnych graczy. Coraz niższe poziomy notowań miedzi (i ogólnie obrazującego sytuację na rynku towarów indeksu CRB) świadczą o tym, że wsparcia dla WIG20 nie ma co oczekiwać ze strony spółek surowcowych. Rosnące kursy banków nie wystarczą, by indeks blue chips przeżył hossę taką jak na początku ubiegłego roku.