Trwająca w najlepsze hossa na szerokim rynku jest w pewnej sprzeczności z opublikowanymi wczoraj słabszymi od oczekiwań danymi o produkcji przemysłowej w kwietniu. W ujęciu rocznym wzrosła ona o 12,4 proc. Jak dynamika ta ma się do szybkiego tempa wzrostu notowań - zwłaszcza średnich i małych spółek (w przypadku firm z WIG20 trudno mówić o szybkim tempie z powodu "ociągających się" kursów spółek surowcowych)?
Po pierwsze, z pewnością jest za wcześnie, by na podstawie tych danych przesądzać o spowolnieniu gospodarczym. Roczna dynamika produkcji w kwietniu - mimo że słabsza od prognoz - i tak była wyższa niż w marcu (11,3 proc.). Poza tym już od roku tempo
wzrostu produkcji podlega z miesiąca na miesiąc wyraźnym wahaniom, a mimo to utrzymuje się na względnie stałym, dwucyfrowym poziomie. To sytuacja
dość nietypowa na tle poprzednich lat, kiedy to dynamika albo znajdowała się w wyraźnym trendzie wzrostowym, albo spadkowym. Z tego też powodu potrzeba, by kilku miesięcy wyraźnego osłabienia, by przesądzić o załamaniu
koniunktury.