Po jednorazowym obsunięciu w miniony czwartek, amerykański indeks S&P 500 wraca do formy. Niedawny szczyt (1525 pkt) jest właściwie w zasięgu ręki. Powrót szybkiej zwyżki nie jest jednak przesądzony. Pisaliśmy już, że ze względu na historycznie długi okres zwyżki, jest spore ryzyko spowolnienia trendu wzrostowego (co de facto w pewnym stopniu już jest faktem) lub przejściowej korekty. Z drugiej strony wiele przemawia jednak za kontynuacją hossy w dłuższym terminie. Znana z analizy technicznej zasada "trend jest twoim przyjacielem", sprawdza się obecnie jak rzadko. Ciężkie chwile przeżywają inwestorzy czekający na głębszą przecenę w celu kupna tańszych akcji, a zwłaszcza ci, którzy obstawiają własnymi pieniędzmi rychłe zakończenie tendencji wzrostowej. Jak pokazują statystyki, tych ostatnich wcale nie brakuje, a nawet wręcz przeciwnie. Na giełdzie nowojorskiej udział pozycji krótkiej sprzedaży w liczbie akcji sięgnął 3,1 proc. To najwięcej od 1931 r. Ponieważ giełda "lubi" się zachowywać wbrew panującym poglądom, to tak duży brak wiary w zwyżkę jest jak najbardziej optymistyczną wskazówką co do kierunku amerykańskich indeksów. Za utrzymaniem hossy przemawiają też nastroje konsumentów. Jak wynika z najnowszych danych, mierzący je wskaźnik obliczany przez Conference Board cały czas utrzymuje się blisko lutowego maksimum (ponad 110 pkt wobec obecnych 108 pkt). Jeszcze lepiej przedstawia się wskaźnik oczekiwań konsumentów, który niezmiennie znajduje się w długoter-

minowym trendzie wzrostowym. Z jednej strony świadczy to o tym, że problemy rynku nieruchomości w USA praktycznie w ogóle nie zaszkodziły optymizmowi. Konsumenci najwyraźniej nie zamierzają ograniczać swoich wydatków, a to dobra wiadomość dla rynku akcji. Paradoksalnie zresztą to rosnące kursy akcji przyczyniły się zapewne do utrzymania optymizmu w gospodarce. Efekt rosnącego bogactwa zniwelował najwyraźniej negatywny wpływ dekoniunktury na rynku nieruchomości.