Rodzime spółki produkujące części i wykonujące roboty budowlane dla energetyki cieszą się na - zapowiadany już od jakiegoś czasu - wzrost popytu. Polacy zużywają coraz więcej prądu, elektrownie się starzeją, wniosek - trzeba budować. I to dużo. Do zgarnięcia będą kontrakty idące w miliardy. Sektor prywatny zatem przygotowuje oferty (vide Rafako), inwestuje w rozwój (Sefako). Toczą się rozmowy, trwają badania rynku i pierwsze przymiarki do inwestycji.
Trzeba jednak pamiętać, że głównymi zamawiającymi nowe bloki dla elektrowni będą spółki państwowe. A te z reguły nie działają - oględnie mówiąc - na najwyższych obrotach. Na każde poważniejsze przedsięwzięcie potrzebują zgody ministra. Jak wszystko się przedłuża, widać choćby na przykładzie kolejnych deklaracji o budowie nowych elektrowni, które już od dłuższego czasu pozostają tylko deklaracjami. Co więcej, państwowe spółki obowiązuje prawo zamówień publicznych. W związku z tym, jak pokazuje praktyka, przetargi mogą trwać latami i szybsze w nich mogą być podmioty już prywatne. Oby nie stało się tak, że nawet jeśli wykonawcy będą krajowi, to będą działać na zlecenie zagranicznych podmiotów.
Cały problem w tym, że Polska naprawdę potrzebuje prądu. Nie mamy za bardzo jak go importować, nie ma też szans na zmianę technologii. Ani odnawialne źródła energii, ani energia atomowa nie mogą w krótkim czasie rozwiązać naszych problemów. Tymczasem budowa nowej elektrowni opalanej węglem trwa pięć-siedem lat. I to w optymistycznym wariancie.
Trzeba się śpieszyć.