Weekendowa Analiza Futures

Aktualizacja: 26.02.2017 14:29 Publikacja: 31.08.2008 14:14

Jako analityk staram się jak mogę, by utrzymać możliwie obiektywny proces

oceny sytuacji na rynkach. Zawsze jednak istnieje ryzyko, że głębiej

schodząc w szczegóły gubi się jakiś element natury bardziej ogólnej, który

mógłby zmienić nieco optykę zachodzących zmian. Ciągle się staram, by

obcując z zaduchem podobnych analiz i danych, poszukać również czegoś, co

pomoże spojrzeć na podobne dane nieco z innej perspektywy. Szczególnym

lękiem zwykle napawa mnie świadomość, że moja aktualna w danym czasie

ocena jest podobna do wielu innych, a nie przepadam za byciem w

większości. Nie chodzi tu oczywiście o jakąś szczególną potrzebę

wyróżniania się, ale o przeświadczenie, że będąc wyrazicielem głównego

nurtu faktycznie mówię o czymś, czego rynki i inwestorzy są świadomi, a

więc co może mieć mniejsze znaczenie dla przyszłych zmian cen. Z

przyjemnością więc ostatnio napotkałem dwa teksty, gdzie zamiast

biadolenia nad trudną sytuacją amerykańskiego sektora finansowego mówi się

o nim z nieco bardziej optymistycznym duchu. Przyznam, że nie koniecznie

się z tym pomysłem utożsamiam, ale zawsze jest dobrze poznać pewne

kontrargumenty, bo to ubarwia analizę, a i może zasugerować nowe

spojrzenie.

Pierwszym z dwóch tekstów był felieton Marka Hulberta znanego tropiciela

publikowanych w USA newsletterów. Z jednej strony bada on jest na użytek

budowanych przez siebie wskaźników nastrojów, ale także sygnalizuje pewne

ciekawe zalecenia autorów. Zwłaszcza tych, którzy mogą się pochwalić

dobrymi wynikami swoich wcześniejszych propozycji. I tak, mamy tu

przytoczone zalecenia George`a Putnama, autora, którego średnia stopa

zwrotu wynosi ponad 11 proc. w ciągu ostatnich 20 lat, a wiec jest lepsza

od strategii "kup i trzymaj" szerokiego indeksu Dow Jones Wilshire 5000.

Wskazuje on na atrakcyjność części banków. Zaleca zainteresowanie się

bankami o konserwatywnej polityce inwestycyjnej. Przykładem ma być Bank of

America, który w tej chwili wypłaca dywidendę w wielkości 8,8 proc.

rocznie. Sam Hulbert wskazuje, że o ile wyniki sektora finansowego są

znacznie słabsze od ubiegłorocznych, to jednak całemu sektorowi w II kw.

udało się utrzymać nad kreską i zarobić ponad 5 mld dolarów.

O ile zalecenie Putnama być może w dłuższej perspektywie faktycznie jest

godne uwagi, to już sugestia Hulberta, że skoro branża ogółem wyszła na

plus, to może nie jest tak źle nie do końca mnie przekonuje. Po pierwsze,

mówimy o sumie 5 mld dolarów, a więc takiej, jaką spokojnie zarabiały

pojedyncze banki inwestycyjne. Zatem, skoro teraz tyle zarabia cały

sektor, to chyba nie jest to pozytywna wiadomość. Radość z tego, że nie ma

straty to chyba zbyt mało, by być optymistą. Inna sprawa, że naturalnym

jest, że nie wszystkie podmioty sektora przynoszą straty. Na razie jednak

straty ponosiły głównie te, które w większym stopniu były zaangażowane w

instrumenty rynku nieruchomości, lub dług przedsiębiorstw. Tą fazę kryzysu

mamy już powoli za sobą i to nie w niej obecnie szuka się zagrożeń.

Istnieje wielki ogrom kredytów o wysokiej jakości i na tych kredytach

instytucje nadal zarabiają. Problem w tym, że i tu mamy pogorszenie się

wskaźników jakości. Na razie nie do dramatycznych poziomów, ale jednak.

Rodzi się pytanie, czy jest to jedynie element cykliczności, czy też ta

cykliczność będzie tym razem pogłębiona przez spadające ceny nieruchomości.

O tym, że tragedii nie ma, a osłabienie branży finansowej wynika z dużej

mierze z cyklicznego charakteru tego biznesu pisze David Weidner.

Zastanawia się on, czy faktyczne ostatnie osłabienie branży finansowej

warteraz obserwują

przebieg wydarzeń. O ile można mówić o lekkim kryzysie, to zdaniem

cytowanych nie jest to jeszcze dramat i bicie na alarm wydaje się

przedwczesne. System finansowy ma duże szanse przetrzymać to osłabienie, a

paniczne wypowiedzi są przejaskrawione.

Jednym z argumentów jest tu porównanie liczby bankructw banków obecnie, w

czasie kryzysu bankowego w latach 80-tych. Wtedy były to setki banków ze

średnią roczną ok. 150 podmiotów. Natomiast w tym roku na razie upadło 9

podmiotów, z czego ostatni upadek uszczuplił system rezerw na kwotę 60 mln

dolarów. Faktycznie, obecna liczba upadków nie jest znacząca, ale już

wcześniej było wiadomo, że liczba bankructw będzie mniejsza choćby z tego

powodu, że zmieniło się prawo bankowe. W tej chwili banki działające w

wielu stanach mogą to czynić na bazie jednego podmiotu. Wtedy w każdym

stanie musiał istnieć oddzielny bank. Zatem, gdy upadał jakiś bank

operujący w wielu stanach, to wiązało się to z upadkiem wielu banków

jednocześnie. Tym samy proste porównanie liczbowe nie koniecznie ma tu

zastosowanie.

Nie to jednak wydaje się tu najważniejsze. Błąd tkwi także w metodzie

porównania. Porównujemy okres lat 1982-93 z jednym rokiem (12 miesięcy od

lata 2007 do lata 2008). Takie porównanie może i miałoby jakiś sens, gdyby

słabość systemu finansowego była już przeszłością, ale niestety tak nie

jest. Tym samym tak naprawdę nie wiemy, jak to się będzie rozwijać i ile

czasu będzie trwała zapaść. Biorąc pod uwagę możliwe tendencje na rynku

nieruchomości mogą to być jeszcze lata. Także i tu wyłazi argument, że o

ile pierwsza fala kryzysy dotyczyła podmiotów zaangażowanych na rynku

subprime, tak teraz istnieje znaczne ryzyko, że pogorszenie koniunktury

przełoży się na bardziej konserwatywne sfery działalności bankowej.

Straszenie Wielkim Kryzysem lat 30-tych jest może przesadą, ale z

pewnością mówienie, że kryzysu właściwie nie ma, bo upadło na razie 9

podmiotów jest nieco naciągane.

Prawda jest taka, że nadal nie wiadomo, czy może się skończyć proces

rozpoczęty rok temu. Istnieje wiele sugestii i wiele różnych teorii. Wiele

z nich jest raczej mało optymistyczna, co rodzi obawy, czy fatycznie nie

ma Ru pewne przesady w ocenie. Problem w tym, że na razie można się

spierać, co do ostateczne skali tego kryzysu, ale raczej nie ma sporu co

do tego, że w tej chwili mamy do czynienia z osłabieniem i nie widać

wiarygodnych przesłanek ku temu, by oczekiwać w krótkim czasie znaczącej

poprawy. Mamy za to do czynienia z listą zagrożeń, których materializacja

będzie potęgowała problemy.

W tym kontekście płaczu w mediach i dyskusji wśród obserwatorów rynku,

ciekawie wygląda zachowanie indeksu S&P500 SP500.gif Po prawdzie trudno w

tej chwili nazwać tego sadku dramatycznym. Pęknięcie bańki internetowej

wywołało znacznie większe skutki. Przypominam jednak, że my dopiero

jesteśmy w trakcie trwającego kryzysu, a więc jest wielce prawdopodobne,

że kulminacja spadków jest dopiero przed nami. Widać, że poziom indeksu

zdecydowanie nie oddaje nastrojów obserwowanych u tej części analityków

spodziewających się większych problemów. Na razie wygląda na to, jakby

problemy systemu finansowego miały być jedynie powodem korekty na rynku, a

nie przyczyną poważnej przeceny. Kto ma zatem racje? Czy czarnowidztwo się

opłaci, czy też będzie to tylko poddanie się chwili strachu, a rynek wcale

nie spadnie za głęboko? A może należy zadać inne pytanie, czy zależy nam

na racji? Analiza wydarzeń i próba ich prognoz, to ciekawe zajęcie

intelektualne i po części może mieć wpływ st to, że w ostatnich miesiącach na

wykresach indeksów nowe dołki są coraz niżej, a wykresy nie są w stanie

pokonać ważniejszych szczytów. I ta obserwacja powinna być rozstrzygająca.

Kamil Jaros

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy