Eksperci są zgodni: jeszcze nigdy warunki na rynkach nie były tak niełaskawe dla zarządzających funduszami hedgingowymi. Na kłopoty związane z kryzysem subprime w ostatnim czasie nałożyło się odwrócenie wzrostowego trendu cen surowców. Fundusze zarabiać miały także podczas bessy, lecz okazało się, że ich menedżerowie, najzdolniejsza grupa inwestorów na Wall Street, nie potrafią oszukać koniunktury.
Spadające gwiazdy
20 sierpnia uchodzący na Wall Street za gwiazdę Dan Benton ogłosił, że zlikwiduje dysponujący 2 mld USD fundusz Andor Capital Management. Kilka dni wcześniej Ron Insana, który poświęcił błyskotliwą karierę w telewizji CNBC na rzecz własnego funduszu funduszy, uznał, że kontynuowanie tej działalności jest nierozsądne. Jeszcze wcześniej Jeff Dobbs, zarządzający koncentrujący się na niepłynnych instrumentach dłużnych funduszem Turnberry Capital Management, postanowił upłynnić aktywa pod presją inwestorów zgłaszających chęć umorzenia swoich jednostek uczestnictwa.
Rekordowe straty
Decyzje tych tuzów branży, stanowiących niegdyś elitę Wall Street, nie mogą dziwić. Wynagrodzenie zarządzających uzależnione jest bezpośrednio od wypracowanych przez ich fundusze wyników, a te są najgorsze od 18 lat. Jak wynika z analiz instytutu Hedge Fund Research (HFR), statystyczny fundusz hedgingowy stracił od stycznia do końca sierpnia 4,7 proc., najwięcej od 1990 r., gdy HFR po raz pierwszy zaczął śledzić te dane. Wprawdzie zwykłe fundusze radziły sobie w tym czasie znacznie gorzej, tracąc ponad 11 proc., lecz ich menedżerowie nigdy nie twierdzili, że wypracują zyski w każdych warunkach rynkowych. - Zarządzający funduszami hedgingowymi to bystrzy ludzie, ale nawet oni potrzebują odpowiedniego trendu, a teraz go zabrakło - ocenił Brad Alford, założyciel firmy doradczej Alpha Capital Management.