"W podręcznikach historii jest opisany kryzys w Ameryce z lat 30-tych i coraz bardziej prawdopodobne wydaje się, że swoje miejsce w historii znajdzie także kryzys roku 2008. Na rynku jest bardzo nerwowo i ekstremalnie nieprzewidywalnie" - powiedział analityk Banku Pekao SA Marcin Bilbin.
Ekonomista wyjaśnił, że rynki wschodzące znajdują się pod dużą presją, więc złoty - choć postrzegany najlepiej z wszystkich walut regionu - także traci na wartości.
"Nie widać, co prawda, aktywności inwestorów zagranicznych zajętych sytuacją na rynkach globalnych, ale cały czas obserwujemy odpływ środków z naszego rynku za ocean. I nie jest to powrót inwestorów na tamtejsze giełdy, ale raczej konieczne umarzanie jednostek czy sprzedaż waluty w celu ratowania płynności" - analizuje Bilbin.
Jego zdaniem, działa to korzystnie na dolara i w najbliższym czasie należy oczekiwać systematycznego wzrostu wartości tej waluty, kosztem innych, w tym także złotego.
We wtorek, ok. godz. 09:30 jedno euro kosztowało 3,3740 zł, a dolar 2,3660 zł. Euro/dolar kwotowany był na 1,4240.