Inwestorzy Hutmenu od dawna czekają na zakończenie restrukturyzacji grupy, a zwłaszcza likwidacji trwale nierentownej huty w Szopienicach. Drażni ich oglądanie co kwartał dotkliwych strat w skonsolidowanych sprawozdaniach finansowych.

Właściciele Hutmenu z Romanem Karkosikiem na czele też mają już dość sypania pieniędzy do worka bez dna i wreszcie zdobyli się na odwagę, by Szopienice zamknąć. Nosili się z tym zamiarem długo. Pierwotnie klamka miała zapaść w czerwcu. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, spółka dostała wtedy dodatkowe trzy miesiące na ostateczną próbę restrukturyzacji. Szopienice podały wtedy jedyny w historii komunikat prasowy, że idzie ku lepszemu. Biznesowa rzeczywistość szybko zweryfikowała ten przedwczesny wybuch optymizmu, niepotrzebnie rozbudzający nadzieje części akcjonariuszy.

Załoga Szopienic - jak to załoga. Nie chce tracić pracy i obwinia Karkosika o doprowadzanie przedsiębiorstwa do ruiny, zamiast obiecanego rozkwitu. Wskazuje, że podobne scenariusze mają miejsce w Hutmenie czy toruńskiej Elanie.

Skarb Państwa, znaczący akcjonariusz, w przypadku Szopienic najpierw wstrzymuje się od głosu, umywając w ten sposób ręce, a za chwilę staje się twardym przeciwnikiem likwidacji Szopienic. Tylko czy na pewno twardym? To wciąż umywanie rąk. Proszeni o komentarz przedstawiciele resortu nie potrafią przedstawić żadnego "planu B" dla zakładu, który utracił większą część odbiorców i praktycznie płynność finansową. Przedstawicielka MSP w radzie nadzorczej odsyła do biura prasowego, biuro prasowe milczy. A na walne zgromadzenie resort jak zwykle wyśle poinstruowanego, jak głosować prawnika, który nie bierze udziału w dyskusji.