– To oznacza, że gdyby doszło teraz do wydarzenia ubezpieczeniowego, które ma prawo zdarzyć się raz na 200 lat, na przykład do ponad 30-procentowych spadków na giełdach albo do potężnych powodzi i pożarów, to nawet jedna trzecia firm mogłaby mieć problemy z wypłacalnością – wyjaśnia Marcin Krzykowski, ekspert z firmy doradczej Milliman.
Dokładnie 33 spośród 50 polskich towarzystw, które brały udział w badaniu QIS?5 (Quantitative Impact Study), spełniło wszystkie wymogi dyrektywy, czyli posiadało środki własne w odpowiedniej wysokości, a 13?nie spełniało wymogów Solvency II. Jeśli chodzi o poszczególne segmenty rynku, to lepiej pod tym względem jest w „życiu”: wymogów kapitałowych dyrektywy nie spełnia około 25 proc. zakładów. W „majątku” blisko 50 proc.
Badanie wykazało też, że jeśli chodzi o spełnianie wymogów kapitałowych Solvency II, polskie towarzystwa są na przedostatnim miejscu w Europie. Dziesięć zakładów znalazło się poniżej progu 75 proc. pokrycia wymogów Solvency II. Gorzej wypadła tylko Grecja. Najlepiej – Estonia.
Jakie są powody, które decydują o tym, że nie wszystkie firmy ubezpieczeniowe spełniają wymogi Solvency II? Jeśli chodzi o towarzystwa życiowe, było to przede wszystkim zbyt wysokie ryzyko koncentracji, czyli za wysoki udział jednego lub niewielu banków w wartości depozytów ogółem – wystąpiło w sześciu zakładach. Pięć zakładów jest też poważnie zagrożonych dużym ryzykiem rezygnacji z umów (odejść klientów). Tyle samo ma problem z ryzykiem stopy procentowej.
Aż 16 zakładów majątkowych jest poważnie zagrożonych ryzykiem składki i rezerw (niedostosowanie ceny polis i wielkości rezerw do przyjmowanego na siebie ryzyka), a osiem ryzykiem katastroficznym. KNF w kontekście wyników badania zaleciła weryfikację scenariuszy powodziowych dla Polski.