Jak zarabiać na windykacji długów

Nawet grubo ponad 100 proc. zysku w ciągu roku mają fundusze sekurytyzacyjne. Trafia on jednak tylko do spółek windykacyjnych, które praktycznie nie dopuszczają do funduszy nikogo z zewnątrz. Człowiekowi z ulicy, który chce mieć chociaż pośredni dostęp do tych profitów, pozostaje inwestycja w akcje odpowiedniego windykatora

Aktualizacja: 25.02.2017 18:17 Publikacja: 21.05.2011 04:32

Piotr Krupa, prezes spółki Kruk, która w I kwartale roku zarobiła 14 mln zł

Piotr Krupa, prezes spółki Kruk, która w I kwartale roku zarobiła 14 mln zł

Foto: Archiwum

Największe zyski z biznesu windykacji długów są wciąż dostępne dla zamkniętego kręgu inwestorów. Tylko spółki windykacyjne oraz „zaproszone” przez nie inne firmy stają się uczestnikami funduszy sekurytyzacyjnych, które na windykacji zarabiają najwięcej. Ostatecznie najwięcej korzyści czerpią główni akcjonariusze tych firm. Osobom spoza branży pozostają obligacje bądź akcje spółek windykacyjnych – najlepiej tych, które mają fundusz sekurytyzacyjny. Nie zanosi się tu na zmiany.

[srodtytul]Wysyp papierów dłużnych[/srodtytul]

Firma windykacyjna kupuje pakiety wierzytelności od różnych podmiotów, najczęściej banków. Praktycznie zawsze z góry wiadomo, że nie wszystkie długi uda się ściągnąć. To, ile z nich jest do odzyskania, liczy się przy ustalaniu ceny za pakiet. Cena może wynosić na przykład 10 proc. wartości nominalnej długów. Jeżeli spółce uda się odzyskać z tego 20 proc., stopa zwrotu z takiej inwestycji wynosi 100 proc.

Większość firm z branży zwiększyła w ubiegłym roku wartość zleceń, czyli spraw przyjętych do windykacji. Rozrosły się również portfele wierzytelności będące w obsłudze. Wchodzący na giełdę Kruk miał na koniec 2010 r. wierzytelności o łącznym nominale prawie 12 mld zł. W sumie na koniec roku wszystkie firmy miały w portfelach długi za blisko 20 mld zł.

Nie dziwi więc wysyp emisji obligacji, jaki miał miejsce w ubiegłym i w pierwszych miesiącach tego roku. Z pozyskanych środków firmy finansują zakupy. W I kwartale poprzez papiery dłużne spółki z branży pozyskały już prawie 200 mln zł. Liderem był Kredyt Inkaso, który w I kwartale uplasował emisje obligacji za 75 mln zł. Do końca roku łączna wartość nominalna jego emisji może wynieść 250 mln zł. Dla wielu spółek, w szczególności mniejszych, to podstawowy sposób pozyskiwania kapitału. Banki niechętnie udzielają bowiem kredytów firmom specjalizującym się w zarządzaniu wierzytelnościami. Równocześnie zakup takich papierów to pierwszy sposób dla zwykłego Kowalskiego na zarabianie na windykacji.

Papiery te są postrzegane jako bezpieczna inwestycja. Portfele wierzytelności spłacają się średnio od dwóch do pięciu lat, co jest gwarancją sprawnego i dość szybkiego wykupu papierów. Wzrost zaufania przekłada się również na oprocentowanie tych papierów. Pierwsze emisje obligacji spółek windykacyjnych miały rentowność 7?pkt proc. ponad WIBOR. Zazwyczaj były to papiery z rocznym bądź dwuletnim terminem wykupu. Dziś marża wynosi 4–5 pkt proc., i to dla obligacji trzyletnich. Obligacje są względnie bezpiecznym instrumentem, choć nie można wykluczyć, że spółka popadnie w tarapaty i stanie się niewypłacalna.

[srodtytul]Kondycja branży coraz lepsza[/srodtytul]

Drugim sposobem czerpania korzyści z biznesu windykacyjnego jest inwestowanie w akcje spółek notowanych na GPW. Wartość spółek windykacyjnych z warszawskiej giełdy wzrosła w 2010 r. średnio o 21 proc., podczas gdy WIG zyskał w tym czasie ok. 18 proc. Jeżeli jednak przeanalizujemy zyski z akcji spółek windykacyjnych w tym roku, nie są one już tak wysokie. Najlepszą inwestycją okazały się walory spółki Vindexus, które w ciągu prawie pięciu miesięcy dały zarobić blisko 50 proc. Na niewielkim plusie są też posiadacze papierów Pragmy Inkaso oraz Cash Flow – zarobili odpowiednio 6,5 proc. oraz 2,5?proc. Papiery Kredyt Inkaso są wyceniane niemal tak jak na początku roku. Reszta spółek przyniosła do tej pory swoim akcjonariuszom straty, mimo że niemal wszystkie poprawiły swoje osiągnięcia finansowe w I kwartale.

Zysk netto firm windykacyjnych z GPW wyniósł w I kwartale 20 mln zł (bez wyniku Kredyt Inkaso, dla którego I kwartał roku jest ostatnim kwartałem roku obrotowego i wynik za cały rok zostanie opublikowany dopiero w czerwcu). Spośród spółek obecnych na warszawskim rynku jedynie dwie zanotowały niższy wynik niż rok wcześniej. Zysk netto Vindexusa spadł o blisko 30?proc., do 0,7 mln zł. Zdecydowanie najgorzej na tle branży prezentują się wyniki niedawnego debiutanta na NewConnect, spółki e-Kancelaria. W I kwartale roku zarobiła ona niespełna 70 tys. złotych wobec 400 tys. zł rok wcześniej. Przychody firm windykacyjnych wyniosły w I kwartale prawie 85 mln zł, z czego niemal dwie trzecie to wynik Kruka.

– Na zainteresowanie akcjami wpływa wiele czynników, chociażby moda na daną branżę. Spółki windykacyjne są efektywne, poprawiają wyniki i dlatego może się okazać, że wkrótce inwestorzy zwrócą baczniejszą uwagę na ich papiery – mówi Krzysztof Matela, prezes EGB Investments.

[srodtytul]Spółki stawiają na własne fundusze[/srodtytul]

Jednak największe zyski z windykacji przechodzą przez fundusze sekurytyzacyjne. To one kupują bowiem przeterminowane wierzytelności, tzw. złe długi, od banków. Dla banków sprzedawanie ich właśnie funduszom, a nie samym spółkom jest korzystne podatkowo. A to na tej windykacji najlepiej się zarabia. Cena takiego pakietu to najczęściej kilka procent jego wartości nominalnej, nierzadko mniej niż 5 proc. A odzyskuje się często nawet blisko 20 proc.

– Od ponad roku sytuacja na rynku wygląda tak, że banki w ogóle nie chcą sprzedawać pakietów długów inaczej niż do funduszy sekurytyzacyjnych. Wynika to z tego, że banki mają z tego tytułu dość znaczne profity podatkowe. Także z punktu widzenia spółek jest to korzystne rozwiązanie. W funduszu wierzytelności rozliczane są pakietowo. W spółce natomiast każda wierzytelność jest rozliczana indywidualnie. W tym drugim wypadku do kosztów uzyskania przychodu można zaliczyć tylko koszty przejęcia tych wierzytelności, które udało się odzyskać, a wiadomo, że nigdy nie jest tak, aby z nabytego pakietu odzyskać 100 proc. wierzytelności – mówi Jerzy Kulesza, prezes Vindexusa.

– Wierzytelności bankowe to największa część rynku obrotu wierzytelnościami w Polsce, z tego w zasadzie wszystkie większe transakcje realizowane są w trybie sekurytyzacji. To powoduje, że bez posiadania tego rodzaju wehikułu prawnego nie uda się osiągnąć znacznego udziału w rynku. Także wielkość tych transakcji wpływa na to, że tworzą one przeważającą cześć zysków inwestorów w wierzytelności – dodaje prezes Kredyt Inkaso Artur Górnik.

Dane na temat wyników funduszy sekurytyzacyjnych są pilnie strzeżone przez TFI i firmy windykacyjne, które z nimi współpracują. Niewiele decyduje się na ich ujawnianie. Dane firmy Analizy Online, która monitoruje rynek TFI, obejmują cztery fundusze, a funkcjonuje ich około dwudziestu. GPM Vindexus Niestandardowy Sekurytyzacyjny Fundusz Inwestycyjny Zamknięty (Idea TFI) zarobił (według ostatniej wyceny; fundusze wyceniane są najczęściej co kwartał albo co pół roku) w ciągu ostatnich dwóch lat przeszło 300 proc. Best II NSFIZ (Best TFI) zyskał w tym czasie ponad 125 proc. Wyniki tych funduszy tylko w ostatnim roku to odpowiednio około 120 proc. i 60 proc. Intrum Justitia Debt Fund 1 FIZ NFS (Intrum Justitia TFI TFI) oraz Electus NSFIZ (Idea TFI, towarzystwo z tej samej grupy kapitałowej) radzą sobie nieco gorzej. W ostatnim roku zyskały odpowiednio około 20 proc. i około 10 proc. W skali ostatnich 24 miesięcy Electus NSFIZ jest blisko 20 proc. na minusie, a Intrum Justitia Debt Fund 1 FIZ NFS dał zarobić ok. 30 proc.

Jak same nazwy wskazują, z funduszami sekurytyzacyjnymi związane są konkretne spółki windykacyjne. Niektóre, np. Best i Intrum Justitia, specjalnie w tym celu stworzyły własne TFI, które potrzebne jest w tej strukturze do formalnego zarządzania funduszem inwestycyjnym. Związek może być dwojaki. – Spółka może pełnić rolę tzw. serwisanta, czyli zajmować się windykacją wierzytelności posiadanych przez fundusz. Wówczas jej przychód stanowi prowizja za obsługę oraz wynagrodzenie za sukces – mówi Piotr Kuba, wiceprezes Skarbiec TFI, towarzystwa będącego jednym z głównych graczy na rynku funduszy sekurytyzacyjnych. Spółka może też być właścicielem funduszu, czyli po prostu inwestować w niego własne środki, za które następnie kupuje on wierzytelności.

Po co spółce własny fundusz i przez to rozrośnięta struktura biznesu? Korzyści jest więcej niż tylko dostęp do złych długów w bankach. – Windykując poprzez fundusz, spółka może wspólnie rozliczać zyski i ewentualne straty z projektów. To jest korzystne podatkowo. Podobnie jak możliwość odprowadzenia podatku dochodowego dopiero po ostatecznym wyjściu z funduszu, czyli nawet po kilku latach, a nie po realizacji każdego projektu – wskazuje Piotr Kuba. Dodatkowo chodzi także o psychologiczny zabieg w relacji dłużnika z wierzycielem. – Gdy spółki przenoszą do funduszu posiadane już wcześniej pakiety wierzytelności, następuje „efekt odświeżenia” w wyniku zmiany wierzyciela. To niekiedy ponagla do spłaty długu – mówi Marta Rupieta, dyrektor departamentu funduszy sekurytyzacyjnych w Copernicus Capital TFI, które też zarządza funduszami sekurytyzacyjnymi. Obecnie praktycznie w każdym wypadku spółka windykacyjna pełni równocześnie obie funkcje w funduszu.

[srodtytul]Dla zamkniętego kręgu[/srodtytul]

Osoba z ulicy nie ma dostępu do funduszy sekurytyzacyjnych. W większości wypadków posiadaczami certyfikatów emitowanych przez te podmioty są spółki windykacyjne. – Ostatnio rodzą się pomysły, by inne podmioty w ramach grupy kapitałowej lub z branży windykacyjnej obejmowały kolejne emisje certyfikatów, które dostarczałyby środków na zakup wierzytelności, a potem zarabiały na certyfikatach – zdradza osoba z branży TFI. Czy fundusze tak chętnie podzielą się zyskiem? – Znacznie bardziej opłaca im się emitować obligacje, a potem dzięki pozyskanym środkom zarabiać w funduszu znacznie więcej, niż muszą oddać w ramach odsetek – tłumaczy inny nasz rozmówca. Na rynku mówi się, że wehikuł, jakim jest fundusz, rodzi pokusę nadużycia: certyfikaty mogłyby kupować spółki powiązane z konkretnymi osobami, np. z otoczenia spółki windykacyjnej. Wówczas inkasowałyby czysty zysk bez konieczności dzielenia się z inwestorami, którzy kupują akcje tej spółki na giełdzie.

Zdarza się jednak, że w funduszu pojawia się inny inwestor. – Są niekiedy fundusze, raczej zagraniczne. Osób fizycznych jako inwestorów jednak zdecydowanie nie ma – opowiada Marta Rupieta. – Przeciętnemu Kowalskiemu skłonnemu podjąć inwestycyjne ryzyko pozostaje kupno akcji spółki windykacyjnej, która działa poprzez swoje fundusze i dzięki temu ma szansę na większe zyski. Jednak możliwość inwestowania w certyfikaty funduszu sekurytyzacyjnego dawałaby szansę zarobienia jeszcze więcej – komentuje Szymon Szatkowski, dyrektor departamentu sprzedaży i marketingu w Idea TFI, które także obsługuje fundusze sekurytyzacyjne.

– Spodziewam się, że w przyszłości certyfikaty takich funduszy mogą stanowić ofertę w ramach usług private bankingu czy wealth management, czyli zaczną być dostępne dla zamożnych klientów. Jest to jednak raczej odległa perspektywa – mówi Szymon Szatkowski.

Eksperci zdradzają, że wkrótce może pojawić się jednak jeszcze inny sposób na zarabianie na biznesie windykacyjnym. – Na rynku rozważane jest przeprowadzenie emisji obligacji funduszu sekurytyzacyjnego. Oprocentowanie ma być zmienne przy stałej marży – mówi Marta Rupieta. – Nie jest jeszcze ustalone, na jakim poziomie będzie kształtować się oprocentowanie obligacji funduszy, to zweryfikuje rynek – wskazuje dyrektor departamentu funduszy sekurytyzacyjnych w Copernicus Capital TFI.

[srodtytul]Rozwój w spokojnym tempie[/srodtytul]

Fundusze sekurytyzacyjne to już teraz dobry biznes także dla TFI. Towarzystwa zarabiają na nich więcej niż np. na funduszach zamkniętych tworzonych na indywidualne zamówienie inwestorów czy spółek, głównie w celach optymalizacji podatkowej, gdzie jest to stała stawka, średnio ok. 200–300 tys. zł rocznie za jeden fundusz, bez względu na wartość aktywów. Jak wynika z naszych informacji, w funduszach sekurytyzacyjnych oprócz zasadniczej opłaty występuje również opłata zmienna uzależniona od wartości obsługiwanych pakietów wierzytelności.

Ten rynek w Polsce wciąż jednak raczkuje. – Dopiero co zostały wypracowane zasady i struktury funkcjonowania funduszy sekurytyzacyjnych. Teraz pojawiają się pytania o stwarzanie nowych możliwości rozwoju – komentuje Marta Rupieta. Aktywa funduszy sekurytyzacyjnych na koniec I kwartału tego roku były wyceniane na niespełna 1 mld zł. – Wartość zakupionych pakietów wierzytelności według ich wartości nominalnej wraz z odsetkami można zatem szacować na ok. 7–10 mld zł, z czego do odzyskania jest ok. 1–2 mld zł – komentuje Piotr Kuba. Eksperci są zdania, że ten segment funduszy będzie rozwijał się stopniowo, wraz ze wzrostem PKB i samego rynku wierzytelności. Już wszystkie spółki windykacyjne, którym fundusz jest potrzebny, mają go.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy