Od początku roku wartość aktywów funduszy inwestycyjnych ledwo drgnęła. Na koniec czerwca środki zarządzane przez TFI były o 2,5 proc. wyższe niż w styczniu. Zdaniem ekspertów, istotnym czynnikiem wpływającym na saldo wpłat i umorzeń jest system sprzedaży udziałów w funduszach.
Dwie trzecie aktywów branży jest w zarządzaniu towarzystw bankowych, a bankom w ostatnim czasie nie zależy na konwertowaniu środków zgromadzonych w depozytach na jednostki uczestnictwa.
Sektor bankowy stawia obecnie na sprzedaż kredytów, co wymaga stabilności finansowej, którą z kolej gwarantują depozyty. – Celem agentów bankowych jest od kilku miesięcy sprzedaż kont osobistych, kredytów hipotecznych i kart kredytowych – mówi nasz rozmówca, który podkreśla, że biorąc pod uwagę potencjał banków jako sieci dystrybucji dla TFI, jest to istotny czynnik wpływający na poziom aktywów całej branży. Członek zarządu TFI należącego do bankowej grupy kapitałowej zwraca uwagę, że wojna depozytowa pomiędzy bankami, widoczna m.in. w agresywnej promocji lokat, przyczynia się do odpływu kapitału zwłaszcza z funduszy dłużnych, widocznego w ciągu ostatnich miesięcy. – ?Na rynku nie brakuje pieniędzy bardziej asekuracyjnych klientów, jednak za sprawą banków trafiają na lokaty – uważa nasz rozmówca.
[srodtytul]Mniejszym lepiej[/srodtytul]
Niezależne TFI nie mają problemu z odpływem kapitału. Idea TFI, która swój sukces wyrażony ponad tysiąckrotnym wzrostem aktywów w ciągu trzech lat przypisuje m.in. dystrybucji, stawia na zdywersyfikowany system sprzedaży. – W segmencie dystrybutorów bankowych, który tradycyjnie odpowiada za napływ kapitału detalicznego, faktycznie ostatnio obserwujemy zastój. Jednak już w przypadku private bankingu i zamożnych, świadomych inwestycyjnie klientów, którzy dokonują jednorazowo wpłat rzędu kilkuset tysięcy złotych, cały czas możemy liczyć na dopływ kapitału. Podobnie jest w przypadku programów systematycznego oszczędzania, oferowanych przez ubezpieczycieli – tłumaczy Szymon Szatkowski, dyrektor sprzedaży Idea TFI.