Granica między bessą i hossą – cienka w USA, ale nie u nas

Atak indeksów w USA na poziomy oporu stawia pod znakiem zapytania kontynuację trendu spadkowego. Na GPW jest gorzej

Aktualizacja: 24.02.2017 06:13 Publikacja: 17.10.2011 01:22

Granica między bessą i hossą – cienka w USA, ale nie u nas

Foto: GG Parkiet

Chociaż prawdą jest, że właściwie wszystkie liczące się rynki akcji na świecie najpierw poddały się fali wyprzedaży, a ostatnio zaczęły odrabiać straty, to błędne byłoby przypuszczenie, że wykresy indeksów tych giełd niewiele różnią się między sobą pod względem analizy technicznej.

W USA nieźle, na GPW gorzej

Coraz korzystniej wygląda sytuacja na wykresach amerykańskich indeksów. S&P 500, który jeszcze na początku miesiąca naruszył wsparcie na wysokości dołka sierpniowej paniki (w tym samym momencie był formalnie o krok od bessy – spadek od kwietniowego szczytu wynosił 19 proc., podczas gdy bessa według popularnej definicji to zniżka o 20 proc.), w piątek dla odmiany przekroczył górną granicę konsolidacji, w jakiej tkwi od czasu tej wyprzedaży. Dzięki temu indeks znalazł się najwyżej od ponad dwóch miesięcy, otwierając sobie drogę do kolejnego poziomu oporu na wysokości 1257 pkt. To pułap, z którego wystartowała sierpniowa fala panicznej wyprzedaży.

Wystarczyłoby właściwie tylko kilka dni mobilizacji kupujących na Wall Street, by anulowane zostały wcześniejsze negatywne sygnały, a S&P 500 znalazł się na pułapie niewiele niższym od szczytów hossy (1363 pkt). Tak cienka jest na Wall Street granica oddzielająca bessę od hossy. Jeszcze lepiej radzi sobie, co ciekawe, gromadzący spółki technologiczne Nasdaq Composite, w przypadku którego odległość od rekordu hossy wynosząca 7,7 proc. jest o połowę mniejsza niż dystans, o jaki indeks oddalił się od dna trendu spadkowego (14,2 proc.).

Cały problem polega na tym, że tego samego nie można powiedzieć o naszym parkiecie. WIG20 ma jeszcze do przebycia spory dystans dzielący go od szczytu z końca sierpnia, nie mówiąc już o tym, że równie duża jest odległość między tym właśnie szczytem a pułapem, na którym rozpoczęła się sierpniowa wyprzedaż. Tutaj anulowanie negatywnych sygnałów musiałoby zająć znacznie więcej czasu niż na Wall Street.

Niepokoi to, że już od ponad miesiąca nasz rynek wypada słabo nawet na tle giełdy niemieckiej, która w trakcie paniki okazała się słabsza od amerykańskich akcji. Od września WIG20 stracił już niemal całą przewagę względem niemieckiego DAX, którą wypracował w sierpniu.

Rynki wschodzące słabe

Taką słabość polskich akcji tłumaczyć można niekorzystną sytuacją na wykresie indeksu MSCI Emerging Markets, pokazującego koniunkturę na giełdach rynków wschodzących.

Co prawda wskaźnik ten zdołał w minionym tygodniu przebić linię trendu spadkowego, ale jest nadal poniżej sierpniowych minimów, nie wspominając o położonych jeszcze wyżej poziomach oporu.

Sugeruje to, że na rynkach wschodzących o sygnały zmiany trendu na wzrostowy może być znacznie trudniej niż na dojrzałych giełdach, z amerykańską na czele.

A słabość akcji na rynkach wschodzących to pochodna m.in. spadających cen surowców. Obrazujący je indeks CRB Futures jest od maja w regularnym trendzie zniżkowym. Przed ubiegłotygodniowym odbiciem był najniżej od prawie roku.

[email protected]

John Haynes, strateg, Rensburg Sheppards, Londyn

Sytuacja na giełdach będzie w nadchodzących tygodniach zależała od tego, czy europejscy politycy będą w stanie wdrożyć rozwiązania antykryzysowe, których spodziewa się rynek, oraz od tego, jak w odczuciu inwestorów rozwiązania te wpłyną na wzrost gospodarczy w 2012 r. Jeśli nie będzie rozczarowania, możemy się spodziewać w krótkim terminie przyzwoitych zwyżek na parkietach o ponad 5 proc., może nawet do 10 proc. Myślę, że giełdy amerykańskie i azjatyckie mogą pozytywnie zareagować mocniej niż europejskie.

Hans Engel strateg, Erste Group, Wiedeń

Po poważnych zniżkach na giełdach nastroje inwestorów są w III kwartale najgorsze od I kwartału 2009 r. Akcje już zostały przecenione wystarczająco jak na spodziewane spowolnienie gospodarcze. Spółki obniżały w ostatnich tygodniach prognozy wyników, ale ich zyski ogólnie wciąż są dosyć duże. Mamy więc do czynienia z odbiciem od  dna, co daje potencjał do zwyżek w IV kwartale. Oczywiście wiele będzie zależało od tego, co europejscy politycy postanowią zrobić w związku z kryzysem w strefie euro.

Szymon Borawski-Reks zarządzający funduszem Arka akcji

Rynki akcji doświadczają wysokiej zmienności i nic nie wskazuje na to, aby miało się to istotnie zmienić w najbliższym czasie, choć ostatnio ilość pozytywnych informacji przeważa nad negatywnymi. Ceny akcji są notowane ze znacznym dyskontem i uwzględniają już w pewnym stopniu spowolnienie gospodarcze, co przy pozytywnych informacjach z rynków powinno zaowocować odbiciem. Równocześnie ewentualne negatywne informacje mogą powodować, że wystąpią sesje z dużymi spadkami. Nie spodziewam się jednak powtórki z sierpnia tego roku.

Analitycy bardziej wierzą w Europę niż w Amerykę

Po kilku miesiącach dużej przeceny na światowych giełdach, podczas której indeks S&P 500 tracił nawet 19,4 proc. względem szczytu z końca kwietnia, a paneuropejski Stoxx 600 aż 24 proc., w minionym tygodniu na rynkach przeważał optymizm. Analitycy nie do końca jednak ten optymizm podzielają. Ale panikę z sierpnia i września też uważają za nieuzasadnioną.

Na początku października ankietowani przez agencję Bloomberga stratedzy rynkowi czołowych banków prognozowali średnio, że S&P 500 zakończy rok na poziomie 1300 pkt. Byłoby to o około 14 proc. powyżej ówczesnych notowań tego indeksu. Gdyby więc te przewidywania okazały się trafne, tegoroczny IV kwartał na Wall Street byłby najlepszy od 13 lat. Tyle że w ostatnim tygodniu stratedzy obniżyli swoje prognozy dla S&P 500. Obecnie sądzą, że pod koniec 2011 r. będzie on oscylował wokół 1255 pkt, o 2,5 proc. powyżej poziomu z piątkowego zamknięcia (ale rozbieżności są spore: najwyższa prognoza mówi o 1475 pkt, a najniższa o 1130 pkt).

To o tyle ciekawe, że z reguły analitycy rewidują swoje przewidywania w tym samym kierunku, w którym zmieniają się ceny akcji. Tak było także w ostatnich miesiącach. Jeszcze w połowie tego roku w ankiecie Bloomberga stratedzy prognozowali, że S&P 500 zamknie rok na poziomie 1400 pkt. Dlaczego teraz oczekiwania analityków stały się ostrożniejsze, choć akcje drożały? Część z nich uważa po prostu, że tak gwałtowne zwyżki na giełdach jak w minionym tygodniu zwykle stanowią korektę wzrostową podczas bessy.

Bardziej optymistyczni są stratedzy europejskiego rynku akcji. Średnio przewidują, że indeks Stoxx 600 pod koniec grudnia będzie oscylował wokół 260 pkt (najwyższa prognoza to 320 pkt, najniższa –  225 pkt). To o 9 proc. powyżej piątkowego poziomu zamknięcia.

A indeks Stoxx 50, grupujący największe europejskie spółki, ma do końca roku umocnić się o 12,5 proc., do 2650 pkt. W połowie roku analitycy byli większymi optymistami: Stoxx 600 miał zakończyć rok na poziomie 310 pkt, a Stoxx 50 na poziomie 3100 pkt. GSa

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy