Wiedza o znaczeniu WIBOR jest mała

Rozmowa z Tomaszem Mironczukiem, byłym prezesem Banku Gospodarstwa Krajowego i stowarzyszenia dealerów bankowych ACI Polska

Aktualizacja: 24.02.2017 01:05 Publikacja: 16.12.2011 00:51

Wiedza o znaczeniu WIBOR jest mała

Foto: Archiwum

Sześciomiesięczny WIBOR wynosi już 5 proc. Trzymiesięczny –od którego zależy oprocento- wanie części kredytów – jest tuż poniżej tego poziomu. Tymczasem główna stopa NBP jest na poziomie 4,5 proc. i spodziewany jest raczej spadek niż wzrost. Skąd ta różnica?

WIBOR – ale i inne stopy tego typu, np. LIBOR czy EURIBOR – był dość dobrym punktem odniesienia przed kryzysem.

Dziś nie jest?

Problem polega na tym, że rynek depozytów międzybankowych jest zdominowany przez transakcje krótkoterminowe – na jeden dzień. Transakcje o horyzoncie tygodniowym to jest margines, a jeszcze dłuższych praktycznie nie ma. Tymczasem stopy WIBOR na terminy jedno-, trzymiesięczne czy nawet roczne cały czas są kwotowane.

To oczywiście nie jest problem wyłącznie naszego rynku. Podobnie jest np. w strefie euro czy na rynku międzybankowym w innych walutach. To konsekwencja kryzysu zaufania i cięcia limitów, które doprowadziły do zredukowania horyzontu, w jakim banki handlują depozytami.

Regulamin WIBOR przewiduje obowiązek zawierania transakcji po zgłoszonych cenach. Jest więc możliwość sprawdzenia prawdziwości kwotowania.

Nie jestem taki pewny, że ta możliwość faktycznie istnieje. W regulaminie może tak, ale statystyki NBP nie pokazują żadnych transakcji, jeśli chodzi o dłuższe terminy. Z tego, co wiem, były takie przypadki, że gdy jeden bank chciał wymusić transakcję, drugi odpowiadał: „nie mam na ciebie limitu".

Kilka lat temu, gdy był pan prezesem ACI Polska, stowarzyszenia, które odpowiada za WIBOR, chciał pan zmienić jego konstrukcję.

„Mechanika" ustalania WIBOR była – i jest do dziś – taka, że ustalane są WIBOR i WIBID – stopa, po której jeden bank chciałby ulokować gotówkę w drugim, i stopa, po której bank jest gotów przyjąć depozyt. W regulaminie jest napisane, że preferowane są te kwotowania, w których spread pomiędzy „bid" i „offer" jest najwęższy. W związku z tym, jeśli ktoś kwotuje prawdziwie, ale z dużym spreadem, jest dyskryminowany. W LIBOR tego nie ma. Moja propozycja wówczas sprowadzała się do tego, by zrezygnować z WIBID.

Czy i teraz to by pomogło?

Obecnie to nie byłoby wystarczające. Teraz podchodzę do tego inaczej. Zależało mi i nadal zależy na tym, by WIBOR był dobrym indeksem rynku pieniężnego. Nie walczę o to, żeby WIBOR był dziś wyżej albo niżej, ale o to, byśmy mieli dobrej jakości stawkę referencyjną.

Istnieją wiarygodne dane, ile kosztuje średnio metr kwadratowy mieszkania. Wiemy, ile kosztują obligacje – na podstawie systemów transakcyjnych. Wiemy, ile kosztują waluty czy samochody w każdym roczniku. Banki zresztą te informacje kupują. A jeśli kogoś w jakimkolwiek banku zapytać, czy wie, jaka jest rynkowa – podkreślam, rynkowa – stawka dla kredytów czy depozytów, odpowiedzi opartej na faktach nie będzie.

Punktem odniesienia jest właśnie WIBOR.

Tak może się wydawać. Ale problemem jest np. to, że świadomość tego, jak duży jest wpływ WIBOR na system bankowy i w ogóle gospodarkę, ma relatywnie niewiele osób. Wiele – również w bankach – przyjmuje to jako coś danego „z góry".

Zarządy banków nie wiedzą, jak ustalany jest WIBOR?

Zrobiłem sondę wśród prezesów polskich banków...

...kiedy?

Tego lata. Pytałem, czy wiedzą, jak jest tworzony WIBOR.

Co mówili?

Generalnie pierwsza odpowiedź była taka, że „jak LIBOR". Ale dopytywani o szczegóły, nie byli w stanie powiedzieć.

Takie indeksy jak LIBOR czy WIBOR są tworzone przez stosunkowo niewielką grupę osób, które – co ważne – nie zawsze mają taką samą funkcję celu, jak banki, w których pracują. Dla osób tworzących indeks to jest podstawa do transakcji, które z punktu widzenia banku stanowią jedynie niewielki wycinek działalności. Natomiast wszyscy inni w bankach „przepinają" ten indeks do swoich produktów – depozytowych, kredytowych...

Na czym polega różnica w tej funkcji celu?

Premia osób, które tworzą – trzymajmy się tego przykładu – WIBOR i handlują opartymi na nim instrumentami, najczęściej zależy nie od wyniku całego banku, tylko od fragmentu. Idąc dalej – te osoby odpowiadają za długoterminowe aktywa, np. obligacje, finansowane pasywami pozyskiwanymi od klientów. Jak jest wyliczany wynik? Wewnętrzną ceną transferową, którą jest często WIBOR. Tak się po prostu utarło. To oznacza, że dealing room w niektórych przypadkach może być wręcz zainteresowany, żeby WIBOR nie był za wysoki.

W tej chwili chyba raczej nie mamy do czynienia z taką sytuacją, skoro WIBOR idzie do góry.

A może powinien iść jeszcze bardziej? Proszę porównać sytuację na różnych rynkach. Jednoroczny WIBOR wynosi 4,99 proc., a rentowność obligacji dwuletnich – 4,89 proc. Mamy więc 10 punktów bazowych różnicy. Dwuletnie obligacje dolarowe mają rentowność 0,25 proc. przy rocznym LIBOR 1,08 proc. Dziwne zjawisko, prawda? Albo rentowność naszych obligacji jest zbyt wysoka, albo...

Mówił pan, że chodzi o niewielką grupę osób...

Banków, które uczestniczą w wyznaczaniu WIBOR, jest kilkanaście. Jeśli przyjmiemy, że w każdym są dwie, trzy osoby, które w tym uczestniczą, to mamy jakieś 40 osób. A od nich zależą przecież ceny na całym rynku depozytowym i kredytowym.

Jeszcze jedno porównanie: w gazetach możemy przeczytać, jak wygląda indeks paliw i ile kosztuje paliwo na stacjach. Jak jest w bankach? Sądzę, że nie mamy dobrego „indeksu paliw".

Konsekwencje?

Jeśli bank prowadzi biznes w modelu, w którym depozyty są przyjmowane drożej niż udzielane kredyty – nawet jeśli dotyczy to niewielkiej części działalności – w długim terminie to nie jest do utrzymania.

Co zatem można zrobić?

Według mnie obecnie dużo ciekawszy jest rynek klienta – ceny lokat i kredytów dla klientów, zarówno dla klientów indywidualnych, jak i sektora publicznego. Trzeba poszukać takiego rozwiązania, które pozwoli bankom pozyskać wiarygodną informację, ile banki naprawdę płacą za depozyty. Duża część obrotu to depozyty negocjowane. Banki same się oszukują, że jeśli nie będzie wymiany informacji na temat stawek transakcyjnych, to będą miały przewagę konkurencyjną.

Jestem zwolennikiem tezy, że należałoby poszukać informacji, właśnie patrząc na tych kilka rynków.

Jak można ten rynek obserwować?

Kilka lat temu była próba wprowadzenia do Polski elektronicznego systemu do zawierania transakcji depozytowych na rynku międzybankowym. To się nie udało. Idealnym rozwiązaniem byłoby funkcjonowanie takiego systemu również w transakcjach z klientami.

Co by to dało?

Transparentność cenową, ogólną wiedzę, co się dzieje na rynku. Przy okazji mogę powiedzieć o innym pytaniu, jakie zadałem kiedyś bankowcom. Zapytałem o to, jak duże jest pole do negocjacji stawek depozytów z klientami.

Jak odpowiadano?

Banki zgadzają się na oprocentowanie wyższe nawet o ponad 100 pkt bazowych od WIBOR. Ale ważniejsze jest to, że gdy pytałem, czy wiedzą na pewno, ile ich klienci mogą uzyskać u konkurencji, nie były w stanie udzielić odpowiedzi z całą pewnością. A co jeśli klient powie, że chce mieć jeszcze pięć punktów? A kolejne pięć? Ten rynek funkcjonuje zupełnie na wyczucie. A przecież mówimy o zarządzaniu kosztami pasywów w instytucjach, które mają łącznie ponad bilion aktywów.

Czy problemy z WIBOR można przeliczyć na wyniki banków?

Szacuję, że po stronie aktywów mamy ok. 700 mld zł indeksowanych do stóp rynku międzybankowego. Z kolei w depozytach można oszacować, że ok. 200 mld zł jest w jakiś sposób indeksowane do WIBOR. Jeśli nieefektywność stóp referencyjnych ocenilibyśmy ostrożnie na 0,1 pkt proc., oznaczałoby to wpływ na wyniki banków na poziomie 900 mln zł w skali roku. Myślę, że niewiele osób zdaje sobie sprawę ze znaczenia kwestii efektywności rynku międzybankowego i zmiany jakościowej, jaka zaszła po 2008 roku.

Z całą pewnością można powiedzieć, że nie chodzi o tych kilkadziesiąt osób w dealing- roomach.

Mówiąc o WIBOR, nie odnosił się pan do stóp banku centralnego, które określają minimalny i maksymalny poziom stóp na rynku międzybankowym.

Wydaje mi się, że zmienił się tzw. mechanizm transmisji w polityce pieniężnej.

Z jednej strony RPP ustala swoje stopy, ale z drugiej nie mają one takiego przełożenia na oprocentowanie depozytów i kredytów jak przed 2008 rokiem. I gdy pojawiają się komentarze RPP, że np. „luzujemy politykę pieniężną", to jeśli popatrzymy na dane dotyczące oprocentowania depozytów czy kredytów – te stawki mogą być luźno związane z decyzjami rady. Warto by ten mechanizm transmisji co najmniej zdiagnozować – dotyczy to nie tylko Polski.

Dziękuję za rozmowę.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy