Mówił pan, że w Polsce wciąż nie osiągnęliśmy apogeum podaży wierzytelności. Dlaczego?
Dzisiaj w sektorze gospodarstw domowych jest ponad 30 mld zł złych kredytów, a na sprzedaż trafiają wierzytelności o nominalnej wartości kilku miliardów rocznie. Po pierwsze, instytucje finansowe wciąż prowadzą własną windykację. Po drugie, prawo często wymusza na bankach przeprowadzenie we własnym zakresie spraw do etapu sądowego po to, by mieć koszty uzyskania przychodów. Jednocześnie jako spółka obserwujemy rosnący rynek usług sądowych dla banków. W ostatnich dwóch kwartałach zaobserwowaliśmy lawinowy wzrost tego typu zleceń w naszej kancelarii prawnej Raven. Przygotowując portfele na sprzedaż, banki maksymalizują ekonomiczną wartość takiej transakcji, ale tylko wtedy, kiedy pójdą z tymi sprawami do sądu. Łatwo to zrobić z kilkunastoma sprawami, jednak przy kilku tysiącach to bardzo duże przedsięwzięcie logistyczne. Istotną rzeczą jest także popyt na te portfele. Jeżeli ceny za pakiety wciąż będą rosły, to skłonność banków do tego typu transakcji będzie rosła.
Coraz częściej mówi się, że banki zaczną sprzedawać przeterminowane długi przedsiębiorstw.
Transakcje sprzedaży wierzytelności korporacyjnych miały miejsce w latach 2005 –2007. Było ich jednak tylko kilka, wydano na nie około 100 mln USD. Dzisiaj w sektorze jest około 30 mld zł bankowych portfeli złych długów korporacyjnych i uważam, że to w kolejnych latach będzie bardzo duży rynek. Banki są na takim etapie, że kończą procesowanie tych spraw i widzą, że odzyskanie długów jest możliwe, ale za cztery – pięć lat, kiedy np. syndyk dokona likwidacji majątku. Uważam więc, że w ciągu dwóch lat czeka nas wysyp takich portfeli. Jest to też dobry i relatywnie łatwy sposób na wyczyszczenie bilansów. W prosty sposób można sprzedać np. 200 spraw i zdjąć z bilansu 1 mld zł złych kredytów. To też będzie się wiązało z rozwojem sektora bankowego. Ubiegły rok był bardzo dobry dla banków, natomiast instytucje te stają przed dylematem: gdzie szukać przychodów. Osobiście uważam, że banki nie są po to, żeby zajmować się złymi kredytami, lepiej je przekazać komuś, kto się tym zajmie i oddłuży klientów. Po trzech – czterech latach spłacania rat klienci KRUK przestają być dłużnikami i mogą wrócić na rynek bankowy. Na takim rozwiązaniu korzystamy nie tylko my, ale cały sektor i gospodarka.
Czy dla spółek windykacyjnych może to być „druga noga" biznesu?