Wyniki idą za zarządzającym

Dobre zachowanie funduszy do benchmarku można powtórzyć

Aktualizacja: 17.02.2017 22:53 Publikacja: 17.04.2012 14:00

Tomasz Publicewicz, prezes Analiz Onlin Fot. R. Pasterski

Tomasz Publicewicz, prezes Analiz Onlin Fot. R. Pasterski

Foto: Archiwum

Pierwsze miesiące roku były burzliwe na rynku pracy zarządzających funduszami. Branża żyła transferami – przejściem Jarosława Lisa z Union Investment do BPH TFI, Jerzego Kasprzaka i Pawła Jackowskiego z TFI Allianz do Ipopemy, odejściem Rafała Lisa z Opery, Marka Mikucia z Allianza, zmianami w zespołach Idea TFI i Millennium TFI – to tylko te najszerzej dyskutowane.

TFI wiedzą, co robią

Postanowiliśmy sprawdzić, czy zarządzającym, przy zmianie pracy, udawało się zabrać ze sobą dobre wyniki.

Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę, że część zmian personalnych następuje pomiędzy funduszami inwestycyjnymi a emerytalnymi. Poza tym przy zmianie pracodawcy często dochodzi do awansu i były zarządzający w nowym miejscu pełni funkcję kierowniczą. Zdarza się również, że z indywidualnego modelu zarządzania przechodzi do zespołowego i ciężko przypisać mu konkretny fundusz.

– Baza porównawcza jest rzeczywiście słaba – przyznaje Marek Buczak z Quercus TFI. – Trzeba pamiętać, że obecnie praktycznie nie ma funduszy, w których za wynik odpowiadałaby tylko jedna osoba – dodaje.

Niemniej jednak uznaliśmy, że każdy transfer, nawet w przypadku zarządzania zespołowego, powinien wnosić wartość dodaną dla TFI. Porównanie stóp zwrotu funduszy, z którymi związana była dana osoba przed i po zmianie pracy, ma zatem sens.

Wyłoniliśmy pięciu zarządzających. Trzech z nich – Michał Ferenc, Paweł Jackowski i Wojciech Górny – zmieniło pracę w ostatnich miesiącach. Dwaj pozostali – Marek Buczak i Andrzej Domański – przeprowadzili się już kilka lat temu.

W każdym przypadku transfer wiązał się z wyraźną poprawą lub przynajmniej utrzymaniem dobrych wyników funduszu względem benchmarku. Zbieg okoliczności związany z mało reprezentatywną próbą? Tak i nie.

– Zarządzający, który przechodzi do nowego TFI, ma spore szanse na powtórzenie lub poprawienie wyniku, jeżeli przechodzi do nowego funduszu lub takiego, który w przeszłości był poprawnie zarządzany – mówi Buczak.

Tak było w przypadku zarządzających, których wyłoniliśmy do porównania. – Co innego, kiedy przychodzi, żeby zrobić porządek w funduszu posiadającym nieodpowiednią strukturę aktywów. Wówczas, nawet przez dłuższy czas, może mieć problem z osiągnięciem dobrych stóp zwrotu, a dostosowanie portfela do nowej strategii może się ciągnąć miesiącami – wyjaśnia zarządzający Quercusa, bez podawania przykładów. Może chodzić jednak o Pioneer Pekao IM, gdzie przebudowa portfeli akcyjnych, rozpoczęta latem ubiegłego roku wraz z zastąpieniem dotychczasowych zarządzających – nowymi, jeszcze się nie zakończyła.

– Aby pobić benchmark, trzeba mieć trochę szczęścia – kwituje Buczak. Stopy zwrotu funduszu są obciążone opłatą za zarządzanie, benchmark – nie. Dlatego, żeby pobić portfel wzorcowy, trzeba w rzeczywistości zarobić sporo więcej (w przypadku funduszy akcji nawet 3–5 pkt proc. w ciągu roku).

W jaki sposób zarządzający, który osiągnął sukces, może go powtórzyć w nowym miejscu pracy? – To nie jest kwestia odtworzenia portfela, którym zarządzało się przy poprzednim funduszu – tłumaczy Jerzy Kasprzak, od marca w Ipopema TFI. – Zmiana pracy może się zbiec z momentem rynkowym, w którym to nie ma sensu. To bardziej kwestia przeniesienia ze sobą swojego sposobu działania i możliwości jego realizacji. Jeżeli indywidualista trafi do tzw. fabryki, szanse, że powtórzy wynik, są wyłącznie statystyczne – przyznaje.

Nie tylko stopy zwrotu

Dla samych instytucji korzyści z pozyskania głośnych nazwisk wykraczają poza wyniki funduszy inwestycyjnych. Jak przyznają przedstawiciele Ipopema TFI, sukces sprzedażowy nowego funduszu otwartego, który nie może się jeszcze pochwalić historycznymi wynikami, to zasługa pozyskania do zespołu znanych osób, które w przeszłości odniosły sukces.

[email protected]

Pytania do Tomasza Publicewicza, prezesa Analiz Online, eksperta rynku funduszy

Na stanowiskach zarządzających funduszami jest spora rotacja. Czy to specyfika polskiego rynku, czy też norma w tym biznesie?

Polski rynek funduszy na pewno wyróżnia się pod tym względem. Średnio rzecz biorąc, jeden zarządzający spędza przy jednym funduszu niewiele więcej niż dwa lata. Można powiedzieć, że wynika to z „wąskości" kadr. Zarządzających z dużym doświadczeniem czy wybitnymi osiągnięciami – tzw. track-recordem – nie ma u nas zbyt wielu. Osoby „z nazwiskiem" często wybierają samodzielność – tak było np. w przypadku Konrada Łapińskiego, Roberta Nejmana czy obecnego zespołu Caspar AM. Wielu z nich odchodzi do tzw. szeroko pojętego biznesu – Adam Chełchowski, dziś w Capital Partners, „przeszedł" przez grupę R. Karkosika, Paweł Borys do PKO BP trafił z AKJ utożsamianego z Janem Kulczykiem, Tomasz Tarczyński tworzył TFI dla rodziny Dudów. Lukę, która po nich pozostaje – ze względu na niedojrzałość rynku – TFI muszą jakoś wypełnić. Mogą oczywiście postawić również na młodych zdolnych, jednak oni potrzebują czasu, żeby stać się rozpoznawalni i przyciągać klientów.

Może się okazać, że w ciągu zalecanych pięciu lat trwania inwestycji naszymi oszczędnościami będzie zarządzało dwóch różnych zarządzających.

Dwóch, jeżeli będziemy mieli szczęście. W przypadku pecha może być ich nawet pięciu. Długoterminowe wyniki funduszy są obciążone bardzo dużym ryzykiem związanym z rotacją kadr. To może być przykład funduszu Allianz Akcji Plus – jego wyniki wypracował zarządzający, którego od marca już tam nie ma. To oczywiście nie oznacza, że powinniśmy wycofać z niego pieniądze. TFI Allianz wciąż może być dobrą instytucją, a nowy zarządzający może powtórzyć sukces poprzednika. Jednak inwestorzy powinni mieć świadomość tego ryzyka, rozumieć je. Działa to też w drugą stronę – wcale nie jest powiedziane, że zarządzający powtórzy swój sukces w nowym miejscu pracy. Szanse są może spore, ale gwarancji nie ma.

Coraz więcej TFI stawia na zespołowe modele zarządzania. To próba minimalizacji ryzyka kadrowego?

Zespołowy model zarządzania nie gwarantuje sukcesu. Jako przykład można podać zespołowo zarządzane fundusze Arka, których wyniki jednak pogorszyły się, gdy odeszły kluczowe osoby (choć w tym przypadku był to również zbieg kilku innych okoliczności). Z drugiej strony na pewno minimalizuje pewne ryzyka, np. takie, z którymi mieliśmy do czynienia w Skarbcu po odejściu Konrada Łapińskiego. Próby znalezienia kogoś, kto w godny sposób by go zastąpił, spaliły na panewce. Próbowanie kolejnych osób w modelu indywidualnym nie przyniosło efektu. W końcu Skarbiec, pozyskując Ludmiłę Falak-Cyniak z KBC TFI, postawił na wypracowanie nowego, zespołowego procesu inwestycyjnego.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy