Maleje udział kontraktów na WIG20 w całkowitym wolumenie obrotów instrumentami pochodnymi na GPW. Według statystyk giełdy w II kwartale derywaty te wygenerowały 66 proc. handlu. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku było to ponad 70 proc. Czy oznacza to, że inwestorzy w końcu przekonali się także do innych pochodnych?
Liczy się zmienność
Maklerzy o futures na WIG20 często mówią, że są to jedyne pochodne, które przyjęły się na naszym rynku. W pierwszym półroczu obrót nimi wyniósł 4,3 mln sztuk. W europejskiej hierarchii dało to dziewiąte miejsce wśród kontraktów na indeksy. Co się dzieje, że na naszym rynku spada ich udział w całkowitych obrotach pochodnymi?
– Instrumenty pochodne w dalszym ciągu nie są powszechnie wykorzystywane w zarządzaniu tradycyjnymi strategiami akcyjnymi przez inwestorów instytucjonalnych w Polsce, dlatego dość duży udział w obrotach instrumentami pochodnymi notowanymi na GPW mają inwestorzy detaliczni. Ich aktywność na krajowym parkiecie z kolei w ostatnich kwartałach wyraźnie spadła, czego konsekwencją jest relatywnie niski poziom obrotów kontraktami na indeksie WIG20 – tłumaczy Jerzy Nikorowski, doradca inwestycyjny BM BNP Paribas.
Robert Kosowski, dyrektor ds. marketingu w DM BOŚ, zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. – Udział pochodnych na WIG20 spadł, bo spadła również zmienność samego indeksu, a taka, jaką ostatnio obserwujemy, jest trudniejsza do zaakceptowania dla uczestników rynku – mówi Kosowski. Nie od dziś bowiem wiadomo, że wodą na młyn dla inwestorów grających na rynku futures są przede wszystkim duże wahania. Dzięki temu, przy wykorzystaniu dźwigni finansowej mogą oni liczyć na sowite zarobki (choć ponoszą też ryzyko wysokich strat).
Brak zmienności sprawił również, że część inwestorów przerzuciła się na inne instrumenty. – Część osób przeszła na kontrakty akcyjne i walutowe – zauważa Kosowski.