Co prawda tegoroczna zmiana cen metalu jest zbliżona do zera (-0,5 proc. YTD), ale więcej argumentów jest po stronie podaży. Według analityków przemawia za tym zarówno technika, jak i fundamenty. – Z technicznego punktu widzenia przełamanie poziomu 4750 oraz 4700 dolarów za tonę otwiera drogę do przetestowania dołków z sierpnia br. w pobliżu 4600 dolarów – uważa Bartosz Zawadzki, dyrektor działu analiz Admiral Markets. Wtóruje mu Dorota Sierakowska, z zespołu DM BOŚ. – W długoterminowej perspektywie na rynku miedzi wciąż trwa trend spadkowy. Duża globalna podaż oraz niepewność związana z popytem sprawiają, że potencjał spadkowy wciąż jest duży – przekonuje. Nie jest żadną tajemnicą, że kluczowy wpływ na notowania czerwonego metalu mają Chiny. Państwo Środka generuje popyt na ok. 40 proc. światowej produkcji miedzi. Niestety, dane z tamtejszej gospodarki – delikatnie mówiąc – nie rzucają na kolana. Dynamika chińskiego PKB jest najniższa od ćwierćwiecza, a najnowsze informacje tylko to potwierdzają. Wśród opublikowanych ostatnio danych znalazły się informacje o wrześniowej wymianie handlowej: chiński eksport skurczył się o 10 proc. w ujęciu rok do roku, a import spadł o 1,9 proc.

Import miedzi do Chin wyniósł 340 tys. ton, co oznacza spadek o 2,6 proc. w porównaniu z sierpniem i o 26 proc. w porównaniu z wrześniem ubiegłego roku. Sprzedającym na rynku miedzi sprzyja również siła amerykańskiego dolara, którego wartość jest negatywnie skorelowana z cenami metalu. Zeszłotygodniowe sprawozdanie (tzw. minutki) z wrześniowego posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku pokazało, że w USA narasta presja na rzecz szybkiego podwyższenia stóp procentowych, co może nadal „pompować" dolara.