Ale nie wszystkie pomysły, które na pierwszy rzut oka wydają się rozsądne, mają uzasadnienie.
Takie wnioski płyną z debaty „Gospodarka o obiegu zamkniętym: moda, filozofia czy (po prostu) przyszłość?", która odbyła się w ramach Europejskiego Forum Nowych Idei.
– Zastąpienie plastiku niepolimerowymi alternatywami wbrew pozorom byłoby bardzo kosztowne dla środowiska – powiedział Tadeusz Nowicki, prezes zajmującej się przetwórstwem tworzyw sztucznych firmy Ergis. Jak tłumaczył, plastikowe opakowania zwiększają trwałość żywności. Gdyby je wyeliminować, marnotrawstwo żywności zwiększyłoby się o 70 proc. To oznaczałoby konieczność zwiększenia jej produkcji, a więc także zużycia nawozów sztucznych. Do tego bardziej obciążający dla środowiska stałby się transport. Inny przykład pozornie proekologicznego działania wskazywał prof. Jerzy Hausner, wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. – Władze miasta zakupiły elektryczne autobusy, które miały przyczynić się do poprawy jakości powietrza. Ale one wykorzystują energię z pobliskich elektrowni węglowych, co tylko pogarsza smog – tłumaczył.
Hausner przekonywał, że GOZ nie może bazować na zwykłych pętlach, w ramach których jedna firma stara się przetwarzać własne odpady. To z reguły nie jest optymalny model. – Koncepcję gospodarki cyrkularnej musimy rozumieć szeroko – powiedział.
– Mamy głębokie przekonanie, że cyrkularność to przyszłość, nie moda. To jest trend, któremu – tak samo jak automatyzacji i cyfryzacji – nie możemy się przeciwstawiać – deklarował Grzegorz Radziejewski, członek gabinetu wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Jyrkiego Katainena. Jak tłumaczył, przejście ku GOZ przyniesie korzyści zarówno firmom, jak i konsumentom oraz środowisku. KE niespełna dwa lata temu przedstawiła plan działania, który ma pomóc przekuć GOZ z teorii w praktykę.