Stopa bezrobocia rejestrowanego zmalała z 6,1 proc. w maju do 5,9 proc. w czerwcu – szacują przeciętnie uczestnicy konkursu prognostycznego „Parkietu". To oznacza, że liczba osób, które są zarejestrowane w urzędach pracy jako bezrobotni, znalazła się poniżej 1 mln. Jeszcze cztery lata temu była dwukrotnie większa.
– Tempo spadku bezrobocia zaczyna hamować. Wciąż jest imponujące, ale wolniejsze, niż można było zakładać w optymistycznych scenariuszach – zauważył jednak Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. W czerwcu, jeśli GUS potwierdzi szacunki ekonomistów, stopa bezrobocia była o 1,1 pkt proc. niższa niż rok wcześniej. To najmniejsza zniżka tego wskaźnika od czterech lat. W pierwszych pięciu miesiącach roku malał on średnio w tempie 1,4 pkt proc. rok do roku, a w 2017 r. w tempie 1,7 pkt proc.
Inflacji bazowej nie widać
– Grupa bezrobotnych powoli zawęża się do osób, które są długotrwale bez pracy. W ich przypadku jest to często efekt niedopasowania specjalności lub miejsca zamieszkania do potrzeb pracodawców – dodaje Soroczyński. Teoretycznie to wyczerpywanie się puli bezrobotnych przy silnym wciąż popycie na pracę powinno skutkować coraz szybszym wzrostem płac. Tego zjawiska ostatnio jednak nie widać. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści szacują, że w czerwcu przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw zwiększyło się o 7 proc. rok do roku, tak samo jak w maju. Ale od jesieni ub.r. w kilku miesiącach dynamika płac była wyraźnie wyższa.
Umiarkowane wciąż tempo wzrostu wynagrodzeń sprawia, że ekonomiści nie spodziewają się wyraźnego przyspieszenia inflacji bazowej (nieuwzględniającej cen energii i żywności, które w niewielkim stopniu zależą od koniunktury w krajowej gospodarce). W czerwcu wyniosła ona prawdopodobnie zaledwie 0,6 proc. rok do roku, po 0,5 proc. w maju. – Niska inflacja bazowa sprawi, że przyspieszenie inflacji ogółem nie wpłynie na nastawienie Rady Polityki Pieniężnej – komentuje Paweł Radwański, główny ekonomista Raiffeisen Polbanku.