Za baryłkę ropy gatunku WTI płacono we wtorek po południu 67,5 USD, czyli o 0,9 proc. mniej niż dzień wcześniej. Jej cena chwilowo zeszła poniżej 66,5 USD. Ropa gatunku Brent taniała natomiast o 0,8 proc., do 71,2 USD za baryłkę. Przed południem zbliżyła się do poziomu 70 USD i była najniższa od trzech tygodni. Rynek nie wystraszył się izraelskiego uderzenia na Liban, gdyż nie niesie ono zagrożenia dla dostaw surowca. Wszak Liban nie jest krajem dysponującym znaczącymi, eksploatowanymi złożami ropy naftowej. Ponadto izraelski atak nie jest dużym zaskoczeniem dla rynku. Na to, że może do niego dojść, analitycy wskazywali od wielu dni.
– Jak dotąd Iran na to nie odpowiedział, a konflikt nie stał się szerszym problemem dotykającym całego Bliskiego Wschodu. To dlatego rynki pozostały w większości odporne na tę sytuację – wskazuje Kathleen Brooks, analityczka XTB. Zaznacza jednak, że jeśli Iran zdecyduje się na odwet, to wówczas cena ropy może wzrosnąć.
Kłopotliwy popyt
Na razie Iran głównie deklarował, że zachowa „strategiczną cierpliwość”. Zagrożenia dla podaży ropy są więc małe. Zapowiada się raczej na jej wzrost. W Libii ma zostać wznowiona produkcja naftowa, po tym jak dwa konkurencyjne rządy porozumiały się w sprawie obsady banku centralnego. Ministrowie państw OPEC+ mają odbyć w środę konferencję, ale z ich zapowiedzi wynika, że raczej nie wprowadzą wówczas zmian w planie zwiększenia produkcji ropy od grudnia. Spodziewane jest wówczas zwiększenie wydobycia o 180 tys. baryłek dziennie.
„Ryzyko zakłóceń w dostawach na Bliskim Wschodzie jest rekompensowane przez perspektywę wzrostu produkcji ropy w krajach OPEC. Pomimo prób ustabilizowania rynku naftowego przez tę organizację, ceny pozostały pod presją” – twierdzą analitycy ANZ Banku.