Kolejny duży debiut przeprowadził Kenvue, czyli największy na świecie pod względem przychodów producent powszechnie dostępnych preparatów do ochrony zdrowia. Kenvue został wydzielony z koncernu Johnson & Johnson, a następnie sprzedał 172,8 mln akcji w ramach oferty. Dzięki temu wartość oferty sięgnęła 3,8 mld dol. Johnson & Johnson nadal jednak posiada ok. 90 proc. udziałów w Kenvue. Spółka podała we wniosku o IPO, że jej biznes jest rentowny i spodziewa się umiarkowanego wzrostu w ciągu najbliższych kilku lat. W 2022 r. spółka odnotowała sprzedaż na poziomie 14,95 mld dol., a zysk netto sięgnął 1,46 mld dol. Podobny ruch co Johnson & Johnson wykonał jego brytyjski rywal, GSK, który również poprzez spin-off wydzielił odnogę działającą w tym samym segmencie co Kenvue. Mowa o Haleonie, który na londyńskiej giełdzie przeprowadził ofertę o wartości 1 mld dol.
Podium największych debiutów na giełdzie w USA zamyka Birkenstock, czyli niemiecka firma obuwnicza. Spółka starała się sprzedać akcje w przedziale 44–49 dol. i ostatecznie udało się je uplasować po 46 dol. Wartość oferty sięgnęła blisko 1,5 mld dol. Dla inwestorów biorących udział w IPO okazało się to jednak nieopłacalne. Już pierwszego dnia notowania spadły o 11 proc. wobec ceny z IPO, co było najgorszym debiutem dla spółki wycenianej powyżej 1 mld dol. od dwóch lat.
Kiedy ożywienie?
Inwestorzy mogą z ostrożnością podchodzić do pierwszych ofert publicznych, bowiem jak pokazują dane, większość z nich w tym roku nie dała zarobić, mimo że notowania indeksów giełdowych pną się w górę. Na 146 spółek, które miały debiut w tym roku w USA, tylko notowania 58 firm są obecnie powyżej ceny z oferty. Oznacza to, że akcje 60 proc. tegorocznych debiutantów przynoszą jak na razie stratę. Spośród spółek, których wartość oferty przekroczyła 1 mld dol., tylko Arm Holdings wypracował pozytywną stopę zwrotu. Kenvue jest notowany 8 proc. poniżej ceny z IPO, a Birkenstock o 2 proc. poniżej.
Ponadto rentowność obligacji nie zachęca inwestorów, aby brać na siebie ryzyko płynące z IPO. W październiku rentowność dziesięcioletnich obligacji skarbowych USA sięgnęła najwyższego od lat poziomu 5 proc. Obecnie wynosi ok. 4,2 proc., co nadal jest bardzo wysokim poziomem. Atrakcyjne kupony z obligacji powodują, że popyt inwestorów na akcje w IPO jest niewystarczający, a same spółki nie chcą wchodzić na giełdę w takim otoczeniu, bo nie są w stanie osiągnąć satysfakcjonujących wycen.
Jednak perspektywy na 2024 r. wyglądają na bardziej wspierające dla rynku IPO. Fed prawdopodobnie zakończył już cykl podwyżek stóp procentowych, a pierwszych obniżek ekonomiści BNP Paribas spodziewają się w połowie przyszłego roku. To będzie się wiązało ze spadkiem rentowności obligacji. Argumentem dla Fedu jest spadająca inflacja, co również powinno pozytywnie wpłynąć na budżety inwestorów indywidualnych i ich skłonność do partycypacji w IPO. Ponadto ogólne warunki gospodarcze się poprawiają, co będzie stymulująco działało na cały rynek. Wydaje się, że najgorszy okres amerykańska gospodarka ma już za sobą, a napływające dane pozytywnie zaskakują. Rządowe Biuro Analiz Ekonomicznych zrewidowało w górę wstępny odczyt PKB USA w III kwartale do 5,2 proc., z 5 proc. poprzednio.
Powrót chińskich spółek
Przez wiele lat chińskie firmy regularnie wchodziły na amerykańskie giełdy NYSE i Nasdaq. Debiut na tych rynkach to duży prestiż i pomaga zyskać rozpoznawalność firmom z Państwa Środka, które chcą skupić się na ekspansji zagranicznej. Wszystko szło dobrze aż do 2021 r., kiedy na amerykańskiej giełdzie zadebiutował właściciel aplikacji do zamawiania przejazdów, DiDi Chuxing. Nazywana „chińskim Uberem” spółka pozyskała w ramach IPO 4,4 mld dol., co było jednym z największych debiutów w 2021 r. Jednak niedługo po debiucie chiński regulator zaostrzył politykę wobec spółek technologicznych i m.in. nakazał sklepom z aplikacjami usunięcie z nich DiDi. Argumentem było to, że rozwiązania dotyczące zapobiegania wyciekom danych przez chińskie spółki były niewystarczające, jednak przez rynek zostało to odczytane jako zemsta za decyzję DiDi i innych spółek o przeprowadzeniu debiutu na giełdzie poza Chinami. W efekcie zmusiło to „chińskiego Ubera” do wycofania się z nowojorskiej giełdy zaledwie kilka miesięcy po debiucie.