Świat uzależnił się od rosnącego zadłużenia

Globalny dług publiczny rośnie i ustanawia kolejne rekordy. Pomysłów na jego redukcję nie ma, a każde zmniejszenie dłużnej stymulacji powoduje dekoniunkturę gospodarczą i zawirowania na rynkach. Wyzwania dla banków centralnych są coraz trudniejsze.

Publikacja: 05.11.2023 10:10

Amerykański Departament Skarbu może wyemitować w tym kwartale 1,5 bln USD długu, a w następnym pożyc

Amerykański Departament Skarbu może wyemitować w tym kwartale 1,5 bln USD długu, a w następnym pożyczać podobnie mocno.

Foto: CHIP SOMODEVILLA/AFP

Pod względem zadłużenia ludzkość z roku na rok przesuwa kolejne granice. O ile w 2004 r. według Międzynarodowego Funduszu Walutowego globalny dług publiczny wynosił prawie 70 proc. światowego PKB, o tyle na koniec 2022 r. sięgał on już 92 proc. PKB. Nie tylko jednak rządy mocno się zadłużyły przez ostatnie kilkanaście lat. Prywatne zadłużenie wynosiło w 2004 r. 128,8 mld USD, podczas gdy na koniec zeszłego roku doszło do 145,7 proc. PKB. Całkowity światowy dług w ciągu 18 lat powiększył się o 40 proc. PKB, do 238,1 proc. PKB. Możemy się pocieszać, że znacząco spadł on od pandemicznego 2020 r., czyli roku, w którym sięgał rekordowych 258 proc. PKB. Wciąż stanowi on jednak ogromną sumę. Według MFW na koniec 2022 r. wynosił 235 bln USD. Instytut Finansów Międzynarodowych (IIF) szacuje globalny dług na jeszcze wyżej, bo na 307 bln USD. W pierwszym półroczu 2023 r. powiększył się on o 10 bln USD. Jak mocno ta góra zadłużenia może narastać? Jak na razie wygląda na to, że limitem dla jej wzrostu jest tylko nasza wyobraźnia...

Potrzeby pożyczkowe

– Obecnie większość krajów ma model rozwoju, który jest kompletnie oparty na pożyczaniu. Gdy jednak to zadłużanie się zwalnia, widzimy mniejszy wzrost gospodarczy. W średnim i długim terminie może to mieć duże, negatywne konsekwencje. Jesteśmy więc zaniepokojeni, zwłaszcza że tempo akumulacji długu jest bardzo szybkie – twierdzi Emre Tiftik, dyrektor w IIF.

Do krajów uzależnionych od pożyczania na pewno należą Stany Zjednoczone. Ich dług publiczny przekroczył we wrześniu 33 bln USD. Na koniec zeszłego roku sięgał 30,8 bln USD, czyli 123 proc. PKB. A na koniec 2020 r. – ostatniego pełnego roku rządów prezydenta Trumpa – wynosił 27,75 bln USD, co stanowiło 129 proc. PKB. W 2016 r., czyli ostatnim roku rządów Baracka Obamy, wynosił 19,56 bln USD, czyli 105 proc. PKB. Na koniec 2008 r., będącego ostatnim rokiem rządów George’a W. Busha, nieco przekraczał on 10 bln USD, co stanowiło 68 proc. PKB. Osiem lat wcześniej, pod koniec rządów Billa Clintona, amerykański dług publiczny sięgał natomiast 5,67 bln USD, czyli 55 proc. PKB. (Dziś może się to wydawać anomalią, ale USA miały wówczas nadwyżkę budżetową.) Przez ostatnie dwie dekady zadłużenie USA było więc mocno powiększane zarówno przez demokratycznych, jak i republikańskich prezydentów. O ile demokraci powiększali wszelkiego rodzaju programy społeczne, o tyle republikanie cięli podatki lepiej sytuowanym obywatelom i topili pieniądze podatników w takich przedsięwzięciach jak wojna w Afganistanie. W okresach kryzysowych obie partie solidarnie zaś głosowały za pakietami stymulacyjnymi idącymi w biliony dolarów. O ile w zeszłym kwartale USA wyemitowały 1 bln USD długu, o tyle w tym i przyszłym kwartale mają go wyemitować po 1,5 bln USD. O ile w 2021 r. rząd amerykański przeznaczył 352 mld USD na pokrycie kosztów obsługi długu, o tyle w 2022 r. koszty te pochłonęły 476 mld USD, a w tym roku mogą sięgnąć (według prognoz Kongresowego Biura Budżetu) 652 mld USD. Dla porównania: budżet obronny USA na 2023 r. to 1,8 bln USD, a nominalny PKB Polski to 842 mld USD.

– Przyglądam się sytuacji finansowej i wydatkom fiskalnym, które są większe niż kiedykolwiek były w długim terminie w czasie pokoju, a nasz dług rządowy jest najwyższy, jaki kiedykolwiek mieliśmy. Istnieje wszechobecne poczucie, że banki centralne i rządy są w stanie zarządzać tą kwestią. Ja jestem jednak ostrożny – powiedział Jamie Dimon, prezes banku JPMorgan Chase.

Nie on jeden patrzy sceptycznie na zdolność decydentów do zarządzania długiem. Mamy więc w ostatnich dwóch latach wzrost rentowności obligacji na całym świecie, będący skutkiem tego, że banki centralne musiały zająć się inflacją. O ile więc pod koniec 2021 r. rentowność amerykańskich dziesięciolatek była poniżej 1,5 proc., o tyle niedawno przekroczyła 5 proc. Wysokie zadłużenie sprawia, że bankom centralnym trudniej odejść jest od luźnej polityki pieniężnej. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest Bank Japonii, który wciąż utrzymuje główną stopę procentową na poziomie minus 0,1 proc. Zacieśnia on politykę pieniężną głównie poprzez swój program kontroli krzywej rentowności obligacji. Każde poszerzenie przez niego pasma wahań rentowności ma wielkie znaczenie dla rynków, gdyż skłania japońskich inwestorów do repatriacji ogromnych kapitałów z innych krajów. Rentowność japońskich obligacji dziesięcioletnich zbliża się do 0,9 proc., podczas gdy pod koniec 2021 r. była ona poniżej 0,1 proc. Nawet niewielki jej wzrost ma znaczenie. Japonia była wszak na koniec marca 2023 r. zadłużona na równowartość 9,2 bln USD, co stanowiło 263 proc. jej PKB. Japonię przez większą presją rynkową chroni to, że jej dług jest w ogromnym stopniu „znacjonalizowany”. Na koniec 2022 r. 52 proc. tego zadłużenia znajdowało się w rękach Banku Japonii. Do inwestorów zagranicznych należało jedynie 6,5 proc. Czy inne banki centralne pójdą w tym kierunku? Fed i Europejski Bank Centralny jak na razie redukują swoje sumy bilansowe, przyczyniając się do zawirowań na globalnych rynkach. Ewentualny kolejny kryzys może jednak wymusić na nich „japonifikację” polityki.

Ryzyko niewypłacalności

Kłopoty Japonii czy USA z zadłużeniem to jednak dla wielu krajów „problemy pierwszego świata”. Globalny wzrost rentowności obligacji oraz okresy umacniania się dolara sprawiają bowiem, że niektóre państwa mierzą się z kwestią własnej wypłacalności. Przykładem spektakularnego bankructwa była w ostatnich latach Sri Lanka. Nie była ona jednak jedynym, krajem, który miał problemy z uregulowaniem swoich długów. Agencja Fitch w marcu podawała, że od 2020 r. doszło na całym świecie do 14 przypadków bankructw na państwowych zobowiązaniach dziewięciu krajów. Tymczasem w latach 2000–2019 takich bankructw było 19 i objęły one 13 krajów. Państwowe niewypłacalności stały się więc wyraźnie częstsze. Bank Światowy w trakcie pandemii wskazał 73 kraje najbardziej wrażliwe na kryzys zadłużeniowy. W tym roku tylko dwa z nich zdołały zdobyć finansowanie na rynkach międzynarodowych.

– Tylko Mongolia i w tym miesiącu Uzbekistan były w stanie sprzedać dług na rynkach międzynarodowych. Pozostałym krajom z tej listy to się nie udało. Wiele krajów jest miażdżonych pod ciężarem swoich długów. W niektórych państwach afrykańskich ponad połowa przychodów budżetowych idzie na spłatę odsetek – wskazuje Tiftik.

Sytuację pogarsza to, że duża część tego zadłużenia jest denominowana w dolarach. Według danych bazylejskiego Banku Rozliczeń Międzynarodowych dług dolarowy wyemitowany poza USA jest wart 12,9 bln USD. Mniej więcej połowa z niego musi zostać zrefinansowana w ciągu roku.

Nie wygląda na to, by potrzeby pożyczkowe ludzkości zmalały w nadchodzących dekadach. Już sama zielona transformacja i dochodzenie do neutralności klimatycznych będą wymagały gigantycznych sum, które pozostawią kolejne pokolenia z jeszcze wyższym długiem. Wyjść z tej pętli zadłużeniowej będzie światu z pewnością coraz trudniej.

Chiński nowy jedwabny szlak zadłużenia

Inicjatywa Pasa i Szlaku, czyli wymyślony przez Chiny program rozbudowy połączeń transportowych w Eurazji i Afryce, przyczynił się do tego, że część państw w nim uczestniczących zaczęła mieć większe problemy z zadłużeniem. Państwo Środka często też było zmuszone udzielać im wsparcia. Według wyliczeń Kilońskiego Instytutu Gospodarki Światowej Chiny do końca 2021 r. przeprowadziły 128 ratunkowych operacji pożyczkowych obejmujących 22 kraje i kredyty opiewające łącznie na 240 mld USD. W znacznej większości przypadków operacje te polegały na refinansowaniu udzielonych wcześniej kredytów, czyli przesuwaniu w przyszłość momentu ich spłaty. O ile w 2010 r. chińskie wsparcie dla państw-dłużników było poniżej 10 mld USD, o tyle w 2018 r. dochodziło do 30 mld USD, a w 2019 r. przekraczało 40 mld USD. W 2010 r. wsparcie kredytowe dla państw stanowiło mniej niż 5 proc. zagranicznego portfela pożyczkowego chińskich banków, a w 2022 r. sięgało już 60 proc.

Chiny udzielały pożyczek w ramach Inicjatywy Pasa i Szlaku m.in. Sri Lance, Mongolii, Pakistanowi Egiptowi oraz Turcji. Zwykle te pożyczki miały swój kontekst polityczny (czyli były elementem przyciągania przez Chiny tych krajów do swojego obozu geopolitycznego), ale i tak często były one udzielane na dosyć twardych warunkach. Kiloński Instytut Gospodarki Światowej wskazuje, że o ile typowe pożyczki pomocowe z Międzynarodowego Funduszu Walutowego oprocentowane były na 2 proc., o tyle kredyty ratunkowe z Chin miały oprocentowanie wynoszące zwykle 5 proc. Co sprawiło więc, że wiele krajów wolało je zaciągać niż prosić o pomoc z MFW? Pożyczki ratunkowe z Chin zwykle nie wiążą się z wprowadzeniem określonego programu gospodarczego, przewidującego cięcia wydatków na cele społeczne. Chiny mogą zażądać oddania im części infrastruktury danego kraju, ale nie chcą kształtować jego polityki. Ich kredytom nie towarzyszy też negatywny rozgłos. HK

Gospodarka światowa
Szwedzki bank centralny obniżył stopy. Pierwsza obniżka od ośmiu lat
Gospodarka światowa
Ameryka coraz bardziej ucieka Unii Europejskiej
Gospodarka światowa
Niemiecka gospodarka w nie najlepszej sytuacji
Gospodarka światowa
Kontrariańska fala podmywa Wall Street. Ameryka wcale nie jest taka wyjątkowa
Gospodarka światowa
Rosja: Sankcje biją w handel
Gospodarka światowa
Żywność znów drożeje