Lira turecka ustanowiła kolejny rekord słabości. Podczas wtorkowej sesji traciła nawet 7 proc., a jej notowania dochodziły do 23,17 liry za dolara. Od 28 maja, czyli od drugiej tury wyborów prezydenckich, straciła już 13 proc. Jej deprecjacja była szybsza, niż oczekiwali analitycy. Wszak mediana ich prognoz (zebranych przez agencję Bloomberg) sugerowała, że dopiero na koniec I kwartału 2024 r. notowania dojdą do 22 lir za USD. Rynek kontraktów terminowych wskazuje natomiast, że jest 80-proc. ryzyko, że w ciągu trzech miesięcy notowania dojdą do 25 lir za 1 dolara, a 60 proc. tego, że kurs będzie wynosił 27 lir. Analitycy Goldman Sachs niedawno zrewidowali prognozę dla tureckiej waluty. O ile wcześniej spodziewali się, że notowania dojdą w ciągu 12 miesięcy do 22 lir za 1 USD, o tyle teraz spodziewają się, że sięgną 28 lir. Niewątpliwie w nadchodzących tygodniach wielu analityków skoryguje swoje prognozy wobec tureckiej waluty. Czy jest jednak jakakolwiek szansa na pozytywne rewizje?
Koniec interwencji
Osłabienie liry często jest interpretowane jako wyraz małego zaufania rynków wobec ekipy prezydenta Recepa Erdogana, który zdobył niedawno reelekcję na kolejnych pięć lat. Rynków miało nie przekonać to, że Erdogan mianował nowym ministrem finansów Mehmeta Simseka, ekonomistę, który był wcześniej ceniony przez inwestorów. Simsek to były strateg banku Morgan Stanley, minister finansów w latach 2009–2015 i wicepremier w latach 2015–2018. Paradoksalnie jednak osłabienie liry w ostatnich dniach może też być początkiem reform wprowadzanych przez Simseka. Bloomberg doniósł bowiem, że tureckie państwowe banki przestały prowadzić interwencyjną sprzedaż dolarów, mającą za zadanie wspierać kurs liry. Skończyły więc z polityką, która była dla nich kosztowna.
Czytaj więcej
Turecki prezydent znów odniósł zwycięstwo w wyborach i znów daje nadzieję na zmianę katastrofalnej polityki gospodarczej. Zapowiada nawet, że obniży inflację do wartości jednocyfrowej. Jak na razie realizacja tej obietnicy wygląda na piekielnie trudne zadanie.
Tureccy inwestorzy szybko wyczuli, że Simsek szykuje duże zmiany w polityce gospodarczej. BIST 100, czyli indeks zdominowanej przez inwestorów krajowych giełdy w Stambule, zyskiwał więc w trakcie wtorkowej sesji nawet prawie 4 proc. Był najmocniej rosnącym indeksem giełdowym w Europie. Dzięki ostatnim zwyżkom zdołał odrobić całość strat poniesionych od początku roku i zbliżył się do rekordowego poziomu z końcówki grudnia.