Zapowiedziany w zeszłym tygodniu na Węgrzech podatek od nadmiarowych zysków spółek z ośmiu branż wywołał paniczną przecenę akcji na tamtejszej giełdzie. Pomysł rządu Viktora Orbána inwestorzy uznali za szkodliwy dla gospodarki. Nie bez racji, biorąc pod uwagę nieprzewidywalność węgierskiej polityki gospodarczej oraz to, jak często takie jednorazowe podatki tam w ostatnich latach wprowadzano. Ale dyskusja o rozmaitych „domiarach", zwykle nie tak szeroko zakrojonych, toczy się w wielu krajach, nie wywołując tylu kontrowersji. I wszędzie ma podobne źródła: najpierw pandemia, a później najwyższa od dekad inflacja i wojna w Ukrainie przysporzyły rządom dodatkowych wydatków. Podwyżki stóp procentowych, które mają inflację tłumić, podnoszą koszty finansowania tych wydatków i dodatkowo obciążają gospodarstwa domowe. Tymczasem zyski firm i – co ważniejsze – ich rentowność rośnie i często jest rekordowa.
Byle nie za często
Te dodatkowe wydatki rządów to m.in. pomoc dla gospodarstw domowych, które borykają się z dużym wzrostem rachunków za prąd i gaz oraz żywność. Do tego dochodzą zwiększone wydatki na zbrojenia po ataku Rosji na Ukrainę, który leży u źródeł wzrostu notowań surowców. W tym samym czasie, co na Węgrzech, podatek od nadzwyczajnych zysków spółek naftowych i gazowych ogłoszono w Wielkiej Brytanii. Wpływy z tej daniny mają sfinansować pomoc dla zagrożonych ubóstwem gospodarstw domowych związany z „kryzysem kosztów życia". W pierwszej połowie maja, co w mediach przeszło bez większego echa, dodatkowy, jednorazowy podatek od zysków spółek energetycznych wprowadzono we Włoszech. Kilka propozycji takich danin jest przedmiotem debaty publicznej w USA. Jedna z nich, firmowana przez senatora Berniego Sandersa, przewiduje 95-proc. podatek od „niezasłużonych" zysków wszystkich dużych firm. Za niezasłużone zyski autorzy projektu tej ustawy uznali te, które przekraczają średnią z lat 2015–2019 skorygowaną o inflację. W niektórych krajach, np. w Kanadzie, dyskusja zaczęła się w apogeum epidemii, jeszcze zanim inflacja przyspieszyła pod wpływem wzrostu cen surowców energetycznych. Już wtedy było bowiem widać, że niektóre firmy – np. dostawcy rozmaitych usług cyfrowych – doświadczyły skokowego wzrostu popytu, który pozwalał im na dowolne kształtowanie cen.
Podatki od niezasłużonych zysków firm nie są koncepcją nową. W Wielkiej Brytanii były przejściowo wprowadzane na początku lat 80. XX w. i pod koniec lat 90. XX w. W USA obowiązywały m.in. w latach 50. XX w., w czasie wojny koreańskiej. Teoria ekonomii sugeruje, że takie daniny mogą być lepszym pomysłem na zwiększenie wpływów do budżetu niż np. trwałe podwyżki podatków od zysków spółek. Co do zasady podatki powinny w możliwie niewielkim stopniu wpływać na postępowanie podatników. Jednorazowa danina od już osiągniętych zysków i to niezwiązanych z decyzjami firm, tylko z wydarzeniami losowymi, spełnia ten warunek. Dlaczego więc rządy nie decydują się na takie rozwiązania częściej? Jednym z powodów jest to, że „domiary" uchodzą za uznaniowe i mogą rodzić niepewność nawet wśród firm, które nie są nimi dotknięte.
Podatek tylnymi drzwiami
W Polsce, jak sugerują dane GUS, rentowność dużych firm niefinansowych w I kwartale ponownie wzrosła i była najwyższa od co najmniej 2003 r. Mimo to oficjalnie o podatkach od nadmiarowych zysków się nie mówi, być może dlatego, że za poprawę wyników firm odpowiadają w dużej mierze spółki Skarbu Państwa. Za pewnego rodzaju inflacyjny domiar uznać można jednak... pakiet pomocy dla kredytobiorców. Obciąża on banki, które – jak powiedział premier Mateusz Morawiecki – są beneficjentami podwyżek stóp procentowych, czyli – pośrednio – inflacji. Banki mają się więc tymi nadmiarowymi zyskami podzielić z kredytobiorcami.