Pod względem uzależnienia od rynków surowcowych rosyjska giełda może w Europie równać się tylko z norweską. To wiedza powszechna. Ale ostatnio zależność ta stała się tak wyraźna, że przyćmiła wszystkie inne czynniki inwestycyjne. Wahania cen ropy w bezpośredni sposób przekładają się na notowania nie tylko rosyjskich spółek naftowych, ale też prawie wszystkich innych.
Jak zauważyli przywoływani przez agencję Bloomberg analitycy banku Morgan Stanley, 90-dniowa korelacja pomiędzy ceną ropy z Nowego Jorku i dolarowym indeksem MSCI Russia jest dziś najwyższa, od kiedy zaczęto gromadzić odpowiednie dane (czyli od 1995 r.). Współczynnik ten sięga już 67, podczas gdy na koniec roku wynosił poniżej 40, co i tak było poziomem najwyższym w historii.
To oznacza, że inwestorzy, którzy chcieliby zainwestować w rosyjskie akcje, muszą przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie o perspektywy rynku surowców. Dotyczy to zresztą nie tylko akcji. W ostatnim okresie wręcz bliźniaczo podobny do notowań ropy jest także kurs rubla. Christopher Weaver, główny strateg inwestycyjny banku inwestycyjnego UralSib, stwierdził, że „inwestorzy postrzegają rubla jako petro-walutę”.
[srodtytul]Okazja dla uważnych?[/srodtytul]
Około 30 proc. rosyjskiego PKB powstaje w sektorze ropy i gazu ziemnego. Spółki z tych branż (wśród naftowych: Rosnieft, Łukoil, Tatnieft i Gazpromnieft) odpowiadają w sumie za 64 proc. wagi dolarowego MSCI Russia.Jednak, jak zwracają uwagę analitycy Morgan Stanley, w ostatnich tygodniach niebywale wysoki jest wpływ cen ropy także na notowania spółek z innych branż.