Zgodnie z oczekiwaniami dwa najważniejsze banki centralne kontynentu nie zmieniły wczoraj oprocentowania kredytu. Nie obyło się jednak bez niespodzianki. Jej sprawcą był Bank Anglii. Wbrew informacjom napływającym ostatnio z wyspiarskiej gospodarki, Komitet Polityki Pieniężnej ostrzegł, że „recesja jest głębsza, niż myślano poprzednio”. Przypomniał też o utrzymującej się groźbie deflacji, w związku z którą postanowił o rozszerzeniu programu skupu obligacji ze 125 do 175 mld funtów.
Natomiast posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego przebiegło bez fajerwerków. Zgodnie z oczekiwaniami w króciutkim komunikacie ani słowem nie wspomniano o dalszym luzowaniu polityki pieniężnej. Prezes Jean-Claude Trichet nie odpowiedział jednak na pytanie, czy 1 procent to najniższy dopuszczalny poziom głównej stopy procentowej.
[srodtytul]EBC deflacji się nie boi...[/srodtytul]
W swym wystąpieniu Trichet zachował równy dystans wobec nadziei wyrażanych przez optymistów i obaw formułowanych przez pesymistów. Zasygnalizował, że nie ma co liczyć na powrót bardziej znaczącego wzrostu gospodarczego w eurolandzie jeszcze w tym roku. – W przyszłym roku, po okresie stabilizacji, oczekujemy stopniowego ożywienia z pozytywną stopą wzrostu – powiedział.
Z drugiej strony odrzucił pogląd, że strefę euro czeka dłuższa deflacja, która zdusi poprawę w sektorze przedsiębiorstw. – Oczekujemy, że okres skrajnie niskiej stopy inflacji będzie krótkotrwały – wyjaśniał.