W przedsesyjnym handlu na giełdzie Nymex w Nowym Jorku baryłka ropy WTI zdrożała o 52 centy i kosztowała 79,05 USD. Droga jest także ropa Brent w Londynie. Trzeba było za nią płacić prawie 77 USD.

Notowania miały więc wczoraj szansę kontynuować rzadką serię siedmiu kolejnych sesji ukończonych zwyżką. Tak duży popyt na ten najważniejszy surowiec był w ostatnim czasie związany głównie z przeceną dolara (ropa w innych walutach stała się tańsza, stąd korekty cen w górę), a także dobrymi wynikami amerykańskich spółek zapowiadającymi kontynuację ożywienia w gospodarce za Atlantykiem.

Kontynuowanie trendu wzrostowego może być jednak trudne ze względu na niezbyt korzystne relacje podaży i popytu. Jak podkreślają analitycy, rosną niewykorzystane moce wydobywcze w krajach Organizacji Państw Eksporterów Ropy Naftowej (OPEC), a zapotrzebowanie na paliwa w krajach rozwiniętych wciąż jest relatywnie niskie. „Nie widzimy powodu, dla którego ceny ropy nie mogą wrócić do 65-75 USD za baryłkę” – napisali specjaliści z firmy JBC Energy z Wiednia.

Jednocześnie jednak zachowania traderów (m.in. statystyki dotyczące otwartych pozycji na kontraktach) wskazują, że sforsowanie bariery 80 USD nie powinno być większym problemem.