Podniesienie kryteriów adekwatności kapitałowej, wprowadzenie sprawniejszych procedur upadłościowych, wyeliminowanie kultury gigantycznych bonusów na rzecz stabilniejszych praktyk płacowych, odchudzenie zbyt dużych instytucji... Dotychczas to te propozycje dominowały w międzynarodowej debacie na temat sposobów zwiększenia stabilności w sektorze finansowym. W ostatnich miesiącach spory rezonans na forum państw G20 wzbudził jednak bardziej radykalny pomysł obłożenia tej branży nowym podatkiem.
Pod parasolem „globalnego podatku od banków” mieści się cała gama możliwych rozwiązań. Liderzy najważniejszych gospodarek świata nie są obecnie zgodni ani co do formy takiego obciążenia, ani co do jego celów. Nie wiadomo, czy miałoby ono przede wszystkim zniechęcać do spekulacji, ograniczyć rozrost sektora bankowego, czy też może pełniłoby wyłącznie rolę składki na fundusz ubezpieczeniowy od następstw ewentualnych kryzysów.
Misję przeanalizowania wielu możliwych koncepcji i wskazania najlepszej z nich G20 powierzyło Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Na wyniki tego „studium wykonalności” poczekamy do kwietnia, jednak sam fakt, że zagadnienie nowego, globalnego podatku dla sektora finansowego zostało potraktowane tak poważnie, sprawia, że już teraz warto się mu przyjrzeć bliżej. Tym bardziej że jego entuzjastami są przywódcy najważniejszych państw UE: niemiecka kanclerz Angela Merkel i prezydent Francji Nicolas Sarkozy.
[srodtytul]Tobin wskrzeszony[/srodtytul]
Już teraz pewne jest, że pomysł nie doczeka się realizacji w formie, jaką w sierpniu bodaj jako pierwszy w kontekście mijającego kryzysu zaproponował prezes brytyjskiego Urzędu ds. Nadzoru Usług Finansowych (FSA) Adair Turner, a niedługo później ówczesny niemiecki minister finansów Peer Steinbrueck. Obaj powrócili do koncepcji tzw. podatku Tobina, od nazwiska laureata Nagrody Nobla z 1981 r. Jamesa Tobina.