Podatek nie rozwiąże problemów

Liderzy G20 coraz głośniej mówią o potrzebie obłożenia sektora finansowego nowym podatkiem. Rozwiązanie to nie wydaje się jednak remedium na patologie kasynowego kapitalizmu

Publikacja: 14.11.2009 11:20

Szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego Dominique Strauss-Kahn popiera koncepcję nowego podatku od

Szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego Dominique Strauss-Kahn popiera koncepcję nowego podatku od banków

Foto: GG Parkiet

Podniesienie kryteriów adekwatności kapitałowej, wprowadzenie sprawniejszych procedur upadłościowych, wyeliminowanie kultury gigantycznych bonusów na rzecz stabilniejszych praktyk płacowych, odchudzenie zbyt dużych instytucji... Dotychczas to te propozycje dominowały w międzynarodowej debacie na temat sposobów zwiększenia stabilności w sektorze finansowym. W ostatnich miesiącach spory rezonans na forum państw G20 wzbudził jednak bardziej radykalny pomysł obłożenia tej branży nowym podatkiem.

Pod parasolem „globalnego podatku od banków” mieści się cała gama możliwych rozwiązań. Liderzy najważniejszych gospodarek świata nie są obecnie zgodni ani co do formy takiego obciążenia, ani co do jego celów. Nie wiadomo, czy miałoby ono przede wszystkim zniechęcać do spekulacji, ograniczyć rozrost sektora bankowego, czy też może pełniłoby wyłącznie rolę składki na fundusz ubezpieczeniowy od następstw ewentualnych kryzysów.

Misję przeanalizowania wielu możliwych koncepcji i wskazania najlepszej z nich G20 powierzyło Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Na wyniki tego „studium wykonalności” poczekamy do kwietnia, jednak sam fakt, że zagadnienie nowego, globalnego podatku dla sektora finansowego zostało potraktowane tak poważnie, sprawia, że już teraz warto się mu przyjrzeć bliżej. Tym bardziej że jego entuzjastami są przywódcy najważniejszych państw UE: niemiecka kanclerz Angela Merkel i prezydent Francji Nicolas Sarkozy.

[srodtytul]Tobin wskrzeszony[/srodtytul]

Już teraz pewne jest, że pomysł nie doczeka się realizacji w formie, jaką w sierpniu bodaj jako pierwszy w kontekście mijającego kryzysu zaproponował prezes brytyjskiego Urzędu ds. Nadzoru Usług Finansowych (FSA) Adair Turner, a niedługo później ówczesny niemiecki minister finansów Peer Steinbrueck. Obaj powrócili do koncepcji tzw. podatku Tobina, od nazwiska laureata Nagrody Nobla z 1981 r. Jamesa Tobina.

W 1971 r. ten zmarły przed kilku laty ekonomista postulował obciążenie wszystkich transakcji na rynku walutowym płaskim podatkiem w wysokości około 1 proc., choć później sugerował, że wystarczyłoby 0,1–0,25 proc. Miało to zapobiec spekulacji na rynku walutowym, która rozgorzała po załamaniu systemu sztywnych kursów walutowych z Bretton Woods. Jednocześnie koszt dla tych uczestników rynku walutowego, którzy nie dokonują dziesiątek transakcji dziennie przy wykorzystaniu ogromnej dźwigni finansowej, byłby znikomy.

W wersji proponowanej przez Turnera i Steinbruecka podatek nie ograniczałby się jedynie do rynku walutowego – obłożone byłyby nim obroty wszystkimi klasami aktywów. Rozwiązanie to stanowiłoby według nich remedium na wszystkie niemal patologie w sektorze finansowym: spekulacja zostałaby poskromiona, a mniejsze zyski banków oznaczałyby niższe pensje oraz wolniejszy rozwój sektora bankowego.

W przeciwieństwie do Tobina, który nie przykładał do tego dużej wagi, obaj politycy wskazywali, że danina ta generowałaby spore przychody, które można by spożytkować na szczytne cele, np. walkę z ubóstwem, pomoc dla krajów rozwijających się, próby przeciwdziałania zmianom klimatycznym oraz pokrycie fiskalnych kosztów walki z kryzysem.Istotnie, przychody byłyby zapewne niebagatelne. Jak oszacował niedawno doradca konfederacji organizacji humanitarnych Oxfam Max Lawson, podatek od transakcji walutowych w wysokości zaledwie 0,005 proc. co roku przynosiłby 30 mld USD.

Austriacki Instytut Badań Gospodarczych ocenił z kolei, że podatek od wszystkich obrotów finansowych w wysokości 0,05 proc. przynosiłby rocznie 690 mld USD, co odpowiada 1,4 proc. światowego PKB. Nie jest jednak jasne, jak dużą skuteczność obciążeń założono w wyliczeniach: gdyby spadek wolumenu obrotów na rynkach był znaczny, zmniejszyłyby się zarówno bezpośrednie przychody z tej daniny, jak i wpływy z podatków dochodowych od instytucji zaangażowanych w spekulację. M. in. takie powody skłoniły na początku lat 90. Szwecję do rezygnacji z wprowadzonego dekadę wcześniej podatku od obrotu obligacjami i derywatami.

[srodtytul]Fi­skal­ny po­twór z Loch Ness[/srodtytul]

– Podatek Tobina jest jak potwór z Loch Ness, pojawia się raz lub dwa razy do roku i znika. Ta koncepcja nie jest dobrze ugruntowana i musiałaby zawieść. Podatku nie udałoby się wprowadzić w życie na całym świecie, a więc duzi inwestorzy mogliby go obejść – powiedział niedawno na debacie w London School of Economics Otmar Issing, były główny ekonomista Europejskiego Banku Centralnego. Tego samego zdania jest dyrektor zarządzający MFW Dominique Strauss-Kahn.

Choć niektórzy ekonomiści (m.in. noblista Joseph Stiglitz) przekonują, że dzięki postępowi technologicznemu pomysł ten ma dziś większe szanse na powodzenie niż kiedykolwiek wcześniej, z perspektywy największych centrów finansowych, takich jak Londyn i Nowy Jork, ryzyko jest zbyt duże. Gdyby podatek został wprowadzony i okazał się nieszczelny, co doprowadziłoby do przesunięcia się handlu na słabiej uregulowane rynki, to właśnie te metropolie straciłby najwięcej. Stąd na spotkaniu ministrów finansów G20 w Szkocji w miniony weekend sekretarz skarbu USA Timothy Geithner otwarcie stwierdził, że Waszyngton nie poprze tej propozycji, co w zasadzie oznacza, że została ona pogrzebana.

Jest zresztą wątpliwe, czy podatek Tobina rozwiązałby którykolwiek z problemów, które przyczyniły się do wybuchu kryzysu. Ekonomiści od dawna wskazywali, że zmniejszyłby on płynność na objętych nim rynkach finansowych, prowadząc do wzrostu zmienności notowań i niepewności. Nie byłby też w stanie zapobiec formowaniu się baniek spekulacyjnych. Dość zauważyć, że na rynku nieruchomości, który leżał u źródeł turbulencji z ostatnich lat, koszty transakcji w większości krajów są wysokie.

Co więcej, danina taka mogłaby poskutkować wzmożonym rozwojem nieregulowanych rynków, którym w następstwie kryzysu nadzór finansowy na całym świecie wypowiedział wojnę. Analogicznie podatek Tobina mógłby zachęcić instytucje finansowe do jeszcze większej innowacyjności, uważanej niekiedy za jedno z największych schorzeń sektora bankowego (doprowadziła bowiem do szybkiej popularyzacji skomplikowanych instrumentów finansowych).

Co jednak najważniejsze, obciążenie to dawałoby konkurencyjną przewagę dużym bankom: z jednej strony to dla nich byłoby najłatwiejsze do obejścia, a z drugiej w niezamierzony sposób uzasadniałoby pobierane przez nie wysokie opłaty transakcyjne. Tym samym pogłębiony zostałby problem „instytucji zbyt wielkich, by upaść”, którego rozwiązanie G20 uznało za jeden z regulacyjnych priorytetów.

[srodtytul]Czy po­da­tek coś zmie­ni?[/srodtytul]

Nic dziwnego, że w tej sytuacji MFW opowiada się raczej za jednorazowym obciążeniem zysków banków za 2009 r. lub też regularnie pobieraną od nich składką, uzależnioną od wielkości ich aktywów, a nawet podejmowanego przez nie ryzyka. – Miałoby to dwa cele. Z jednej strony zachęcałoby rynki do podejmowania mniejszego ryzyka, z drugiej zaś zapewniałoby środki na fundusz ubezpieczeniowy na wypadek, gdyby ryzyko się jednak zmaterializowało – przekonywał w miniony weekend szef tej waszyngtońskiej instytucji.

Pomysły te nie są jednak wolne od problemów, które stoją na przeszkodzie wprowadzeniu podatku Tobina. W szczególności opłaty byłyby najłatwiejsze do zaakceptowania dla dużych instytucji, które cechują się znacznymi korzyściami skali. Pojawiłyby się też nowe trudności. Nie jest jasne, kto dysponowałby zebranymi od banków składkami. Żadne z państw liczących się w świecie finansów nie zgodzi się, aby funduszem dysponował MFW. Oznaczałoby to bowiem utratę swobody decydowania o tym, któremu bankowi i w jakich warunkach należy się pomoc.

Gdyby jednak podatki od poszczególnych banków zasilały budżety państw, na terenie których mają one swoje siedziby, w porównaniu z obecną sytuacją zmieniłoby się tylko tyle, że za ewentualne wsparcie płaciłyby one awansem, a nie po fakcie. Wszelkie zastrzyki kapitałowe oraz gwarancje, które rządy przyznały bankom podczas kryzysu, były przecież odpłatne. Przykładowo, za zwrócone w czerwcu 10 mld USD pomocy Goldman Sachs zapłacił Departamentowi Skarbu blisko 1,5 mld USD. Roczna stopa zwrotu Waszyngtonu z tej transakcji wyniosła 23 proc.

[srodtytul]Kom­pli­ka­cje nie do obej­ścia[/srodtytul]

Zwolennicy opodatkowania sektora finansowego odpowiadają na takie zarzuty, że z nowego „funduszu ubezpieczeniowego” pokrywane byłyby nie tylko koszty bezpośredniej pomocy dla banków, ale także walki z innymi konsekwencjami kryzysu, np. recesją. To jednak wygląda już na czysty rewanżyzm. Cykliczne spowolnienia są zjawiskami zbyt złożonymi, aby odpowiedzialnością za nie obarczać jedną branżę. Równie dobrze można by dodatkowo opodatkować konsumentów, którzy ograniczyli wydatki konsumpcyjne, oraz firmy, które zmniejszyły zapasy.

Pomysł wprowadzenia nowych obciążeń w sektorze bankowym wydaje się też sprzeczny z forsowanym równolegle zaostrzeniem regulacji. Albo liderzy G20 wiedzą, co zrobić, aby wzmocnić strukturę sektora finansowego, albo przyznają, że nie wiedzą, co uzasadnia utworzenie funduszu ubezpieczeniowego na wypadek przyszłych katastrof.

Szef MFW jest tej trudności świadomy. Zasugerował nawet, że wysokość podatków pobieranych od banków w poszczególnych krajach mogłaby się różnić w zależności od tego, jak surowy jest tamtejszy nadzór. I tak, w Europie obciążenia mogłyby być niższe niż w USA. To jednak otworzyłoby furtkę do tzw. regulacyjnego arbitrażu, gdy banki mogłyby wybierać taką kombinację regulacji i podatków, która najbardziej sprzyja ich modelowi biznesowemu. Ryzyko jest jednak znikome, bowiem wypracowanie tak zniuansowanego porozumienia na forum G20 wydaje się nieprawdopodobne.

Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?
Gospodarka światowa
Murdoch przegrał w sądzie z dziećmi