Dotychczas nie rozwiązano żadnego z problemów, które leżą u źródeł kryzysu. Przeciwnie – zostały one pogłębione działaniami stymulacyjnymi. Amerykański rząd odwleka tylko moment otrzeźwienia, wydając coraz więcej pożyczonych pieniędzy. Jest to sztuczny bodziec dla gospodarki, którego na dłuższą metę nie da się utrzymać. Bodziec ten pogłębia nierównowagę gospodarczą, która wywołała kryzys, więc opóźnione dzięki niemu załamanie będzie jeszcze bardziej dotkliwe.
[b]Waszyngton i inne rządy Zachodu uważają jednak, że źródłem kryzysu były luki w systemie regulacji sektora finansowego. Wydaje im się więc, że proponując reformę regulacyjną, rozwiązują kluczowy problem.[/b] Dopóki Rezerwa Federalna będzie się upierała przy utrzymywaniu stóp procentowych na zaniżonym poziomie, dopóty będzie zaburzała gospodarkę. To bowiem tani pieniądz finansuje nietrafione inwestycje i lekkomyślną spekulację. Jak długo rząd będzie gwarantował i subsydiował niektóre kredyty, np. hipoteczne, edukacyjne czy konsumpcyjne, tak długo alokacja kapitału będzie zaburzona, tłumiąc przemysł i zatrudnienie. Manipulowanie regulacjami nie rozwiąże tych problemów. Stany Zjednoczone już teraz są zresztą przeregulowane.
[b]Jeśli Waszyngton utrzyma luźną politykę pieniężną i fiskalną, pogłębi problemy stanowiące źródło kryzysu. Jeżeli jednak zacznie podnosić stopy procentowe i ograniczać wydatki, przerwie to „sztuczne” ożywienie, które obecnie obserwujemy. Wygląda więc na to, że druga odsłona kryzysu jest nieunikniona.[/b]
Dokładnie tak. Musimy rozwikłać nierównowagę w gospodarce USA sprowadzającą się do tego, że Amerykanie zbyt dużo pożyczają, konsumują i importują, a za mało oszczędzają, produkują i eksportują. Nie da się tego zrobić bez bólu, bez kurczenia się PKB. Taka recesja może trwać rok, może dwa, ale gdy ta rynkowa restrukturyzacja się skończy, gospodarka będzie w znacznie lepszej kondycji. Moglibyśmy wówczas efektywniej alokować nasze zasoby, stwarzać nowe miejsca pracy, szanse biznesowe... To jednak nie nastąpi, dopóki rząd się nie usunie na bok. Za każdym razem, gdy rząd nie pozwala gospodarce ponieść konsekwencji błędów przeszłości, dodatkowo te błędy zaognia, a czas potrzebny na ich naprawienie się wydłuża. Na domiar złego odsuwanie tego, co nieuniknione, sprawia, ze w międzyczasie w gospodarce nie dokonuje się postęp. Ostatecznie, zamiast dwóch chudych lat, będziemy mieli dekadę lub dwie stagnacji.
[b]Jakie będą tego konsekwencje dla rynku akcji? Zacznijmy od krótkiej perspektywy. [/b]
W krótkiej perspektywie rynki są irracjonalne, więc trudno powiedzieć, jak się zachowają. Mogę jedynie powiedzieć, że na amerykańskiej giełdzie utrzymuje się długotrwała bessa, która rozpoczęła się w 2000 r. Spodziewam się, że w ujęciu realnym będzie ona trwała nadal: indeksy stracą na wartości, jeśli wycenimy je w złocie lub w innych niż dolar walutach. Nie sądzę natomiast, aby światowy rynek akcji zanurkował do minimów z przełomu 2008 i 2009 r., ale czeka go wyboista droga. Zawirowania się zaczną, gdy pęknie największa bańka, z jaką mamy do czynienia: na rynkach amerykańskich obligacji i dolara. W USA kryzys dopiero wtedy rozpocznie się na dobre, co nie pozostanie bez wpływu na resztę świata.