A stać się tak może nie na skutek uporczywych apeli amerykańskich polityków i biznesmenów, ale w wyniku greckiego kryzysu zadłużeniowego.
Od listopada ub. r. kurs euro w stosunku do dolara spadł o 16 proc. Podobnie wspólna waluta osłabiła się o niecałe 10 proc. od grudnia 2004 r. do lipca 2005 r. – wtedy Chiny po raz pierwszy zdecydowały się na odejście od ścisłego związania juana z dolarem po ośmiu latach utrzymywania sztywnego kursu swojej waluty.
Wówczas u podłoża tej decyzji leżała konieczność okiełznania rosnącej inflacji. Podobne przesłanki pojawiają się teraz. Oficjalne dane dotyczące wzrostu cen konsumpcyjnych w kwietniu chiński urząd statystyczny ma opublikować jutro, ale ekonomiści przewidują, że wzrost ten wyniesie 2,7 proc., co oznaczać będzie utrzymanie poziomu najwyższego od 16 miesięcy. Ceny producentów mogą skoczyć nawet o 6,5 proc. – Im Chiny szybciej zdecydują się na aprecjację juana, tym dla nich lepiej – uważa Stephen Green z szanghajskiego oddziału banku Standard Chartered. Aprecjacja jest niezbędna do zaabsorbowania wyższych cen importowych surowców, które są głównym czynnikiem inflacji cen producentów.
Analitycy Citigroup uważają zaś, że właśnie teraz jest dobry moment na uwolnienie juana i zmianę polityki walutowej Chin. Dlatego, że grecki kryzys zadłużeniowy i groźba rozprzestrzenienia się go na inne kraje strefy euro odwróciły uwagę świata od Chin, co ogranicza napływ spekulacyjnego kapitału na tamten rynek. Przy czym władze w Pekinie zapewne nie zdecydują się na jednorazową aprecjację kursu, bo słabsze na skutek kryzysu perspektywy rozwoju gospodarczego Europy zagrażają chińskiemu eksportowi.
W tej sytuacji można się spodziewać, i to już w najbliższych dniach, ogłoszenia płynnego kursu juana w stosunku do koszyka walut największych partnerów handlowych Chin i poszerzenia dopuszczalnego pasma zmian notowań chińskiej waluty – przewidują analitycy Citigroup. Grecki kryzys jedynie uwypuklił potrzebę prowadzenia przez Chiny niezależnej polityki walutowej.