Willie Walsh, prezes British Airways, mówił jednak wczoraj o szansach na uniknięcie protestu. W wywiadzie dla BBC liczył na wznowienie rozmów ze związkami zawodowymi jeszcze po południu.
Negocjacje, dotyczące m.in. płac i cięć zatrudnienia, zostały zerwane przez protestujących w sobotę. Związkowcom nie podobała się m.in. ostatnia decyzja władz firmy o sankcjach dyscyplinarnych wobec ośmiorga z nich, a także odebranie niektórych przywilejów pracowniczych po strajkach w marcu.
Związkowcy zapowiadali, że po strajku w tym tygodniu planują jeszcze dwa w najbliższym czasie. Nie zważali przy tym na niekorzystny dla siebie werdykt sądu, który zabronił strajku ze względu na uchybienia w sposobie przekazania członkom związków wyników referendum w sprawie jego organizacji.
Według Walsha kluczowe dla przyszłości firmy jest zmniejszenie jej kosztów. Jest to szczególnie ważne w wypadku głównego londyńskiego lotniska Heathrow, gdzie są one prawie dwa razy wyższe niż w porcie Gatwick.
BA zapowiedziało, że jeśli do strajku dojdzie, to postara się nadrobić zaległości w przewozie podróżnych w przyszłym tygodniu, zwiększając o 50–60 proc. liczbę lotów z Heathrow.Jednocześnie firma zapowiedziała, że strajk nie dotknie lotów z Gatwick. BA zamierzało bowiem wyczarterować osiem samolotów z innych linii.