Choć nowy prawicowy rząd zapewnia, że Węgry nie będą drugą Grecją, rynki wciąż zachowują się nerwowo. W poniedziałek forint umacniał się o 1,4 proc. wobec euro, odrabiając część strat, jakie poniósł w zeszłym tygodniu. Zyskiwał, gdyż rząd zobowiązał się utrzymać tegoroczny deficyt finansów publicznych w granicach 3,8 proc. PKB, zaplanowanych przez poprzedni socjalistyczny gabinet. Budapeszteński indeks giełdowy BUX tracił jednak na początku sesji ponad 5 proc. Zamknął się 0,45 proc. na minusie. Akcje banku OTP traciły w ciągu dnia nawet 10 proc.
[srodtytul]Próby uspokojenia[/srodtytul]
– Jest oczywiste, że Węgry nie są w takiej samej pozycji jak Grecja, jeśli chodzi o wielkość zadłużenia. Nasz rząd będzie obniżał wydatki i zwiększał przychody budżetowe, by utrzymać deficyt finansów publicznych na poziomie wyznaczonym przez poprzedni rząd – zadeklarował w wywiadzie dla CNBC Gyorgy Matolcsy, węgierski minister finansów.
Jego słowa mocno kontrastują z wypowiedziami wygłaszanymi w zeszłym tygodniu przez innych polityków rządzącej centroprawicowej partii Fidesz. Mówili oni wówczas o możliwym bankructwie Węgier i fatalnym stanie finansów publicznych odziedziczonym po poprzednim, socjalistycznym gabinecie, który tak jak Grecy fałszował statystyki budżetowe.
Te właśnie wypowiedzi doprowadziły w zeszłym tygodniu do osłabienia forinta i wyprzedaży na europejskich giełdach. O ile obawy inwestorów przed bankructwem Węgier już zmalały, o tyle rynek zaczął niepokoić się planami konsolidacji fiskalnej przygotowanymi przez węgierski rząd kierowany przez Victora Orbana. Wiele wskazuje, że koszty naprawy budżetu poniosą w dużej mierze instytucje finansowe.