– Nigdy się z czymś takim nie spotkałem – powiedział Gerard Cassidy, analityk w RBC Capital Markets, który rynkami finansowymi zajmuje się od 25 lat. Ale przyznał, że inne instytucje finansowe mogą pójść w ślady BNYM.

Decydując się na opłaty od dużych depozytów, BNYM chce powstrzymać ich szybki napływ. Jest on skutkiem poszukiwania przez klientów banku bezpiecznej przystani dla ich kapitału w obliczu wyraźnego hamowania światowej gospodarki. Tradycyjnie ten strumień kapitału trafiał do funduszy rynku pieniężnego, ale w tygodniu do 2 sierpnia odpłynęło z nich netto 103 mld USD, najwięcej od września 2008 r., gdy zbankrutował bank Lehman Brothers. To efekt przerwanego już?impasu w sprawie podniesienia limitu długu publicznego USA.

Obecnie w pogoni inwestorów za bezpieczeństwem oprocentowanie wielu instrumentów rynku pieniężnego spadło poniżej zera, więc banki depozytariusze mają problem z zyskownym ulokowaniem nowych dużych depozytów. Jednocześnie ponoszą koszty ich ubezpieczenia w Federalnej Korporacji Ubezpieczeń Depozytów (FDIC).

BNYM zapowiedział, że ujemne oprocentowanie „nadmiernych pozycji gotówkowych" będzie wynosiło 0,13 proc. Obejmie jedynie depozyty powyżej 50 mln USD, ale tylko wtedy, gdy dany klient przed lipcem miał średnio w banku niższe saldo.

Inne duże instytucje depozytowe, np. State Street czy JPMorgan Chase, nie komentują swoich planów.