Między 3 i 9 sierpnia akcje kupiło 66 członków zarządów 50 spółek z S&P 500, najwięcej od pięciodniowego okresu między 3 i 9 marca 2009 r., kiedy to indeks osiągnął 12-letnie minimum. Na szerokim rynku, wśród menedżerów kilku tysięcy spółek, od 1 do 10 sierpnia na zakup akcji zdecydowało się 919 z tych osób. W pierwszych dziesięciu dniach marca 2009 r. było ich 1390.
W ciągu minionych trzech tygodni z amerykańskiej giełdy wyparowało prawie 3 bln USD. Wskaźnik C/Z dla spółek z S&P 500 wynosi obecnie 12,3, w porównaniu ze średnią 16,4 liczoną od 1954 roku. Jest więc niższy dokładnie o jedną czwartą od tej średniej.
Tak znacząca przecena akcji nie miała tym razem nic wspólnego z sytuacją w spółkach, bo spowodowała ją obawa o rozszerzenie się kryzysu zadłużeniowego w strefie euro, batalia polityczna o podniesienie pułapu długu USA i wreszcie bezprecedensowe obniżenie przez agencję Standard & Poor's oceny wiarygodności kredytowej Stanów.
Szefowie spółek mają najlepszą wiedzę o perspektywach kierowanych przez siebie firm. – Nikt nie zna lepiej firmy niż ludzie, którzy ją prowadzą. I jeśli zdecydowali się w akcje tych firm angażować swoje własne pieniądze, to dobry znak – uważa Shawn Price z funduszu Navellier & Associates.
James Gorman, prezes Morgana Stanleya, kupił 100 tys. akcji tego banku, wydając na to około 2 mln USD, gdy ich kurs spadł w ostatnich dniach do poziomu najniższego od marca 2009 r. To jego pierwszy zakup tych papierów, odkąd przyszedł do spółki w 2006 r. Akcje nowojorskiego banku kupili też w ostatnich dniach jego dyrektor finansowy oraz szef działu bankowości inwestycyjnej.