Prezydent Francji Nicolas Sarkozy i kanclerz Niemiec Angela Merkel opowiedzieli się we wtorek za wprowadzeniem takiego podatku, nie precyzując jednak, czy obowiązywałby on jedynie w strefie euro. Plany Komisji Europejskiej nie zostawiają jednak żadnych wątpliwości w tej sprawie.
Przedstawiciele KE?uspokajają, że podatek ten będzie bardzo niski. Ma wynieść, w zależności od rodzaju transakcji, od 0,01 do 0,1 proc. Będzie on jednak szeroko stosowany. Przychody uzyskane w ten sposób będą trafiały zarówno do budżetów narodowych, jak i do budżetu unijnego. KE szacuje, że może tak pozyskać nawet 20 mld euro. Według nieoficjalnych informacji podatek naliczałoby się nie w kraju, w którym doszło do transakcji, ale w państwie, w którym ją zainicjowano.
Komisja Europejska chce w listopadzie na szczycie państw G20 (kluczowych gospodarek świata) namawiać kraje nienależące do UE do wprowadzenia podatku Tobina. Jeżeli nie zgodzą się one na jego obowiązywanie w skali globalnej, UE nie zrezygnuje ze stosowania tego podatku u siebie. – Przeprowadzona przez nas ocena jego wpływu dowodzi, że byłby on dobrym rozwiązaniem, nawet gdyby był wprowadzony tylko w UE – mówi Cristina Arigho, rzeczniczka KE odpowiadająca za politykę podatkową.
Wdrożenie takiej daniny w całej UE nie jest jednak łatwe. By projekt Komisji Europejskiej wszedł w życie, musi zostać jednogłośnie przyjęty przez wszystkie państwa Unii. Wszelkim pomysłom tego typu mocno sprzeciwia się Wielka Brytania. Jej rząd obawia się, że opodatkowanie transakcji poważnie uderzyłoby w atrakcyjność londyńskiego City jako światowego centrum finansowego. Brytyjski nadzór, w odpowiedzi na niedawne propozycje Sarkozy'ego i Merkel, stwierdził, że nie ma zamiaru wprowadzać tej daniny.