Ropa na giełdzie nowojorskiej z dostawami we wrześniu kosztuje już tylko 79,17 dol za baryłkę, dostawy październikowe można było kupić po 81 dol. a ceny spadają codziennie i to po kilka procent. Dotychczas cenom ropy trudno było przebić się przez silne wsparcie na poziomie 83 dol/baryłka.
Mniej wrażliwe na złe wiadomości dotyczące gospodarki w skali makro są ceny Brenta nadal są uzależnione przede wszystkim od uporu OPEC, który nie uważa, że powinien podwyższyć wydobycie z powodu utraconej produkcji w Libii — ok 1,5 mln baryłek dziennie. Ceny nie spadają także z powodu przerw wydobyciu na Morzy Północnym i w Nigerii.
Ale i Brent tanieje. Za dostawy październikowe wczoraj w Londynie trzeba było zapłacić 105 dol. za baryłkę. To oznacza, że ceny są dzisiaj tańsze o 1,5 proc, niż na początku tygodnie, ale aż o 16 proc niższe od tegorocznego rekordu.
Ceny są pod presją także z powodu rosnących zapasów w Stanach Zjednoczonych. Departament Energii ujawnił, że zwiększyły się one o 4,23 mln baryłek do 354 mln. Powszechnie oczekiwano, że spadną one przynajmniej o pół miliona baryłek. Powodem takiej zwyżki jest fakt, że tegoroczny sezon huraganów jest znacznie spokojniejszy, niż zazwyczaj i nie było poważniejszych przerw w dostawach surowca.
Zdaniem ministra ds ropy Kataru, Mohammeda Saleha al Sada dzisiaj ceny ropy nie są wrażliwe na informacje dotyczące podaży i popytu, ale raczej są odbiciem nastrojów na rynkach finansowych. Al Sad przyznał, że OPEC bacznie przygląda się sytuacji na rynku. To informacja niepokojąca, bo kartel bez skrupułów tnie podaż, żeby tylko ceny nie spadły zbyt nisko.