Epoka lodowcowa w gospodarce?

Kryzys z ostatnich lat nie tylko doprowadził do recesji, która jednorazowo zmniejszyła światową gospodarkę, ale może też trwale ograniczyć tempo jej rozwoju

Aktualizacja: 26.02.2017 16:53 Publikacja: 25.08.2011 01:14

Epoka lodowcowa w gospodarce?

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek rw Ryszard Waniek

Z danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynika, że światowa gospodarka była pod koniec 2010 r. o około 19 proc. większa niż w połowie minionej dekady. Ale gdyby nie kryzys z minionych lat, byłaby o blisko 29 proc. większa.

Liczby te obrazują, jakich spustoszeń dokonała globalna recesja z przełomu lat 2008 i 2009. Tym bardziej że wyliczenia te nie są jej ostatecznym bilansem. Pokazała to ostatnia lipcowa korekta danych o zmianach amerykańskiego produktu krajowego brutto w minionych trzech latach. Okazało się wówczas, że recesja w USA była głębsza, niż sądzono, a największa gospodarka świata w połowie tego roku wciąż była mniejsza niż pod koniec 2007 r. Podobnie jest w innych dojrzałych gospodarkach.

Ale te kalkulacje dotyczą jedynie już poniesionych kosztów kryzysu finansowego i gospodarczego. Tymczasem uzasadnione są obawy, że jego wpływ na tempo rozwoju światowej gospodarki utrzyma się dłużej.

Mohamed el-Erian, prezes największego na świecie towarzystwa funduszy obligacji PIMCO, mówi w tym kontekście o „nowej normalności". Według niego Amerykanie muszą się przyzwyczaić do tempa wzrostu gospodarki rzędu 2 proc. rocznie w porównaniu z około 3 proc. przed kryzysem. To samo dotyczy wielu innych państw, zwłaszcza zachodnich.

Koniec życia na kredyt

Takie obawy pojawiają się po każdej gospodarczej zapaści. Recesja zwykle oznacza bowiem spadek poziomu inwestycji prywatnych, a to może ujemnie wpływać na innowacyjność gospodarki i w efekcie tempo wzrostu produktywności. A od tego ostatniego czynnika oraz od przyrostu siły roboczej zależy potencjalne tempo rozwoju gospodarki.

Dodatkowo ekonomiści wskazują też na zjawisko tzw. histerezy, czyli na utrwalanie się dekoniunktury na rynku pracy. Dzieje się tak m.in. dlatego, że zdolność do pracy ludzi długo pozostających bez zatrudnienia może ulegać erozji.

Na domiar złego ostatnia recesja była najgłębszą w powojennej historii i nastąpiła po okresie wyjątkowo szybkiego wzrostu zadłużenia, i to zarówno w sektorze prywatnym, jak i publicznym. To właśnie zadłużenie w dużej mierze napędzało wydatki konsumpcyjne i inwestycyjne, które stanowiły motor gospodarki przed kryzysem. Zanim ten motor ponownie zapali, konsumenci i rządy muszą pospłacać długi i uzdrowić swoje bilanse. Ekonomiści określają to jako proces delewarowania.

Przykładowo, z danych nowojorskiego oddziału Rezerwy Federalnej wynika, że amerykańskie gospodarstwa domowe od III kwartału 2010 r. zdołały zredukować swoje zobowiązania z 12,5 bln USD do 11,4 bln USD na koniec czerwca 2011 r.

To jednak wciąż równowartość 86 proc. PKB. Przy optymistycznych założeniach wskaźnik ten spadnie do poziomu z 2004 r. (68 proc.) za cztery lata, a do poziomu z początku minionej dekady (52 proc.) za osiem lat. Przez ten czas konsumenci będą bardziej wstrzemięźliwi niż przed recesją. To głównie na tej podstawie Albert Edwards, strateg inwestycyjny Societe Generale, wieszczy ekonomiczną „epokę lodowcową".

Wydatki ciąć muszą jednak nie tylko konsumenci, ale także rządy. W USA redukcja deficytu budżetowego pozostaje w sferze deklaracji, ale w strefie euro przyciśnięte przez inwestorów państwa już pracują nad uzdrowieniem finansów publicznych. Czeka to także Polskę.

– Przez ostatnie 20, a nawet 30 lat w całej Europie rządy przyczyniały się do wzrostu gospodarczego, czyli co roku zwiększały wydatki. W tym roku wydatki te będą mniejsze niż w ubiegłym, a w przyszłym jeszcze mniejsze niż w tym. To będzie ciążyło na koniunkturze – mówił nam niedawno Mark Otty, partner zarządzający w firmie Ernst & Young.

Zapaść ważnych sektorów

Rosnące przed kryzysem zadłużenie gospodarstw domowych w gospodarkach zachodnich, a na mniejszą skalę także w naszym regionie, napędzało koniunkturę w sektorach finansowym oraz budowlanym. To sprzyjało wzrostowi zatrudnienia i płac, a więc ponownie wydatków konsumpcyjnych.

Nic jednak nie wskazuje na to, aby sektory te szybko wróciły do przedkryzysowej formy. W przypadku branży finansowej nie życzą sobie tego politycy, którzy nałożyli na nią surowsze regulacje i wymogi kapitałowe.

Zanim banki nie przystosują się do nowego środowiska regulacyjnego i nie uporządkują swoich bilansów, wciąż obciążonych „toksycznymi" aktywami sprzed kryzysu, podaż kredytu dla firm i gospodarstw domowych będzie zapewne rosła wolniej niż przed 2008 r. Dlatego też koniunktura w sektorze budowlanym w najbliższych latach może być niemrawa nie tylko w tych krajach, gdzie w ostatnich latach pękła bańka na rynku nieruchomości.

– Ostatni kryzys finansowy prawdopodobnie doprowadził do trwałego spadku potencjalnego wzrostu gospodarczego ze względu na ekonomiczne skutki, jakie będzie miało odchudzenie kilku sektorów, takich jak finansowy i budowlany, po ich nieproporcjonalnej ekspansji w latach prosperity – przyznał w styczniowym biuletynie Europejski Bank Centralny.

Następstwa recesji sprawiają,?że – historycznie rzecz biorąc – gospodarkom powrót do normalności zajmuje około dekady – wskazuje w swojej pracy „After the Fall" małżeństwo znanych ekonomistów Carmen i Vincent Reinhartowie.

„Proces kurczenia się gospodarki, podobnie jak proces ekspansji (...) gdy się zacznie, wykazuje tendencję do utrzymywania się, nawet gdy zanikną siły, które go zapoczątkowały" – pisał w latach 30. cytowany przez nich austriacki ekonomista Gottfried Haberler.

Wyliczenia Reinhartów sugerują, że światową gospodarkę czeka jeszcze około sześciu chudych lat. Ale nie wszyscy ekonomiści ten pesymizm podzielają.

Jak podkreśla Barry Eichengreen, wykładowca z Uniwersytetu Kalifornijskiego, tempo odrodzenia gospodarek po poważnych wstrząsach w dużej mierze zależy od reakcji rządów i banków centralnych. Przykładowo, Szwecja szybko zostawiła za sobą kryzys bankowy z początku lat 90. m.in. dlatego,?że władze potrafiły uprzątnąć bałagan w sektorze finansowym.

„Ani ograniczenia w dostępności kapitału, ani zadłużenie publiczne ani też strukturalne bezrobocie, nie stanowiło czynnika ograniczającego tempo wzrostu gospodarczego po wielkiej depresji" – napisał Eichengreen w pracy „Crisis and Growth in the Advanced Economies", nawiązując do wyjątkowo głębokiej recesji z lat 30. XX w. Według niego ożywienie gospodarcze hamowały wówczas spory polityczne.

Inni wskazują, że mimo to potencjalne tempo wzrostu PKB USA w latach 30. rosło. Zdaniem Alexandra Fielda, ekonomisty z Uniwersytetu Santa Clara, była to najbardziej „postępowa technologicznie" dekada ubiegłego wieku.

 

Gospodarka światowa
Opłaciła się gra pod Elona Muska. 500 proc. zysku w kilka tygodni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Jak Asadowie okradali kraj i kierowali rodzinnym kartelem narkotykowym
Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp