DAX, główny indeks giełdy we Frankfurcie, stracił od końca czerwca już blisko 25 proc. i był przez jakiś czas na poziomie z lipca 2009 r. W przypadku paneuropejskiego indeksu Stoxx Europe 600 spadki wyniosły w tym półroczu „jedynie" ok. 15 proc., a nowojorski S&P 500 stracił w tym czasie prawie 10 proc. DAX spadał w podobnym tempie jak mediolański indeks FTSE MIB. Co sprawiło, że inwestorzy zaczęli traktować giełdę z Niemiec, najsilniejszej europejskiej gospodarki, tak jak parkiet kraju z obrzeży strefy euro?
Niskie wyceny
Jeszcze nigdy oceny inwestorów nie różniły się od ocen analityków, jeśli chodzi o zyski niemieckich spółek. Według średniej prognoz zebranych przez agencję Bloomberga spółki z indeksu DAX zarobią w przyszłym roku średnio 723,43 euro na akcję, o 11 proc. więcej, niż jest prognozowane na 2011 r. Współczynnik cen akcji tych spółek do ich przewidywanych zysków wynosi zaledwie 9,2. Pięcioletnia średnia tego współczynnika to 15,6. Gdyby wrócił do tego poziomu, a ceny akcji zostały takie same, oznaczałoby to, że zyski na papier spadną w przyszłym roku aż do 331 euro. Pod względem wycen tego typu niemieckie akcje są więc tańsze niż hiszpańskie, francuskie, portugalskie czy irlandzkie. Współczynnik ceny do prognozowanego zysku na 2012 r. wynosi np. dla Deutsche Banku, największego niemieckiego pożyczkodawcy, 3,7, gdy dla hiszpańskiego Banco Santander 5,3, a dla włoskiego UniCredit 4,3. Tak niska wycena dziwi analityków. – Deutsche Bank jest wciąż jednym z najlepiej zarządzanych banków w Europie. Poza tym to niemiecki bank, a Niemcy są jedną z silniejszych gospodarek Europy. Przede wszystkim zawsze doskonale sobie radził z zarządzaniem ryzykiem – wskazuje Guido Hoyman, analityk z Bankhaus Metzler. Czemu więc rynek tak kiepsko wycenia Deutsche Bank oraz inne niemieckie spółki, przez długie lata kojarzące się ludziom z dobrą marką?
Europejski ciężar
– Niemcy są największą gospodarką Europy. Gdy więc zaczęły się pojawiać oznaki spowolnienia na świecie i prognozy mówiące o nowej recesji, inwestorzy pomyśleli, że niemiecka gospodarka też będzie zwalniać. Ponadto niemieckie instytucje finansowe są mocno zaangażowane w aktywa państw z obrzeży strefy euro, co budzi niepokój o ich kondycję. Pamiętajmy również, że niemiecki rynek jest bardzo płynny, a inwestorzy z całego świata lokowali tam bardzo dużo pieniędzy. Teraz, gdy niepokoją się o strefę euro, zmniejszają swoje zaangażowanie w Europie, co mocno dotyka Niemiec – mówi „Parkietowi" Hennig Esskuchen, strateg z Erste Group.
– Jeśli obniżane są prognozy dla światowej gospodarki, to jednym z pierwszych rynków, na których dochodzi do wyprzedaży, są Niemcy – wskazuje James Buckley, zarządzający funduszem w Baring Asset Management.
– Przez pierwszą połowę roku inwestorzy głównie unikali państw z peryferii strefy euro i lokowali pieniądze m.in. w akcje dużych niemieckich spółek. Gdy zaczęły się pojawiać wątpliwości co do przyszłego tempa wzrostu gospodarczego, przyjrzeli się swoim portfelom i zaczęli wyprzedawać niemieckie akcje – wyjaśnia Neil Dwane, dyrektor inwestycyjny w Allianz Global Investors.