Chińska potęga znalazła się na  ekonomicznym rozdrożu

Gospodarka Państwa Środka, jeden z motorów światowego wzrostu, wykazuje oznaki osłabienia. Część inwestorów obawia się, że czeka ją twarde lądowanie, czyli gwałtowne spowolnienie tempa wzrostu. Czyżby pojawiły się rysy na modelu gospodarczym, który zapewnił Chinom supermocarstwowość? W tym roku azjatycki kraj czekają ważne wyzwania: zmiana ekipy rządzącej, likwidowanie rynkowych baniek i przeorientowywanie gospodarki w większym stopniu na konsumpcję – i to w taki sposób, by utrzymać odpowiednie tempo wzrostu PKB. Procesy te mogą w nadchodzących miesiącach niepokoić rynki, gdyż świat staje się w coraz większym stopniu zależny od Chin

Aktualizacja: 18.02.2017 00:33 Publikacja: 06.04.2012 04:22

Hu Jintao - sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin od 2002 r. Prezydent Chińskiej Republiki

Hu Jintao - sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin od 2002 r. Prezydent Chińskiej Republiki Ludowej od 2003 r. Przewodniczący Centralnej Komisji Wojskowej od 2004 r. Jesienią odchodzi ze stanowisk partyjnych i państwowych, oddając pole młodszemu pokoleniu.

Foto: GG Parkiet

Widmo spowolnienia gospodarczego w Chinach od miesięcy straszy inwestorów, od czasu do czasu psując nastroje na giełdach, a nawet uderzając w kurs polskiej waluty. Teraz zdaje się ono materializować. W poświątecznym tygodniu poznamy dane o PKB w I kwartale oraz wiele innych ważnych statystyk za marzec. Dane z pierwszych dwóch miesięcy roku sugerują, że wzrost gospodarczy osłabł. W lutym Chiny niespodziewanie miały (według oficjalnych danych) 31,5 mld USD deficytu handlowego, najwięcej od ponad dekady.

Równie niespodziewanie chińskie władze obniżyły zaplanowane na ten rok tempo wzrostu gospodarczego z 8 proc. (celu obowiązującego od kilku lat i zawsze przekraczanego) do 7,5 proc. Rząd ChRL mówi o zmianie modelu wzrostu i oparciu go w większym stopniu na konsumpcji. Część analityków obawia się jednak, że gospodarka mogła już wyhamować bardziej, niż spodziewał się rząd.

Chiny zbudowały swoją siłę na eksporcie, ale uznały, że dalszy rozwój ekonomiczny będzie wymagał również pobudzenia konsumpcji i zmniejszenia nierównowagi społecznej

– Li Yizhong, były minister przemysłu, mówił na sesji parlamentu, że osiągnięcie przez Chiny wzrostu gospodarczego 7,5 proc. będzie wymagało wzrostu produkcji przemysłowej o 11 proc. Wzrost gospodarczy i produkcja przemysłowa są w Chinach mocno skorelowane. W styczniu– lutym produkcja zwiększyła się łącznie o 11,4 proc. Komentarz Li sugeruje, że wzrost PKB w tym okresie wynosił jedynie nieco więcej niż 7,5 proc. – twierdzi Zhiwei Zhang, główny chiński ekonomista banku Nomura.

Kiepsko wyglądają również dane o zużyciu prądu (uznawane za dobry barometr sytuacji gospodarczej w ChRL). W styczniu i lutym wzrosło ono o jedynie 7,1 proc., a wcześniej często zwyżka przewyższała wzrost PKB.

W tym samym okresie w porcie w Szanghaju wyładowano jedynie o 3,6 proc. więcej kontenerów niż przed rokiem. Koncerny górnicze, takie jak BHP Billiton, donoszą zaś o spadku popytu na surowce w Chinach.

Wygląda na to, że chińska gospodarka naprawdę dostała zadyszki. Jakie to może mieć konsekwencje? Czy spowolnienie będzie trwałe? Czemu władze ChRL akurat teraz próbują zmienić model wzrostu gospodarczego w Chinach?  I czy im się uda? By odpowiedzieć na te pytania, musimy najpierw zbadać źródła chińskiego wzrostu gospodarczego.

Totalitarny kapitalizm postkomunistyczny

Według danych MFW Chiny w zeszłym roku zdołały wyprzedzić Japonię i zajęły jej miejsce jako druga gospodarka świata (o tym, na którym miejscu mogą być one istotnie, czytaj w ramce). Tempo wzrostu gospodarczego w ChRL, choć zwalnia, nadal wygląda imponująco w porównaniu z Europą i USA. Wyniosło w 2011 r. aż 9,2 proc. Chiny są największym światowym konsumentem energii, stali, miedzi, aluminium i wielu innych surowców. Jeździ tam więcej samochodów niż w USA. Ich rezerwy walutowe przewyższają 3 bln USD – i wraz z rezerwami Hongkongu stanowią blisko 40 proc. rezerw walutowych świata. To więcej niż mają łącznie wszystkie fundusze hedgingowe. Jednocześnie chińskie finanse publiczne (na poziomie centralnym) są zdrowe. Dług publiczny to zaledwie około 20 proc. PKB i jest pokryty przez rezerwy w niemal 400 proc. Nic dziwnego więc, że wiele krajów – od afrykańskich satrapii po europejskie demokracje oczekuje, że Chiny staną się ich bankierem i wzmocnią ich gospodarki wielkimi inwestycjami.

Mimo wielu poważnych problemów, przed którymi stoją Chiny, wciąż są one pod wieloma względami w relatywnie lepszej sytuacji niż gospodarki państw Zachodu oraz wiele rynków wschodzących

Nie zawsze tak było. Jeszcze dwadzieścia lat temu chińska gospodarka była mniejsza od brazylijskiej i ledwo wchodziła do grupy dziesięciu największych gospodarek świata. Kraj ten nieśmiało zaczął się otwierać na kapitalizm dopiero w 1979 roku po około trzech dekadach katastrofalnej dla gospodarki maoistowskiej tyranii. Wolnorynkowe reformy gospodarcze nabrały przyspieszenia dziesięć lat później, a Chiny stały się „fabryką świata". Ojcem odważnych zmian był ówczesny przywódca Komunistycznej Partii Chin Deng Xiaoping, twórca systemu nazywanego przez niektórych politologów „kapitalizmem totalitarnym". W ramach niego partia nie rezygnowała z kontroli nad społeczeństwem i monopolu władzy, ale pozwoliła Chińczykom zakładać prywatne przedsiębiorstwa, grać na rynku i się bogacić. Bogacenie się miało jednak się odbywać w zgodzie z władzą, w wyznaczonych przez nią granicach – i co najważniejsze z jej pomocą. Stworzono więc system kapitalizmu wspomaganego przez państwo, w którym banki na podstawie wytycznych władz zwiększają i zmniejszają akcję kredytową, a rząd daje zarobić firmom „zaprzyjaźnionych towarzyszy" na gigantycznych projektach inwestycyjnych.

Za rządów Denga, strategią gospodarczą państwa stał się merkantylizm, czyli dążenie do stałego wypracowywania nadwyżek handlowych z resztą świata i opieranie na tym wzrostu gospodarczego. ChRL wzorowały się na strategii, która stworzyła gospodarczą potęgę powojennej Japonii, a wcześniej zapewniła imperialną pozycję Wielkiej Brytanii, Stanom Zjednoczonym i Niemcom. By osiągnąć przewagę handlową nad resztą świata, Chiny z jednej strony przez wiele lat ściśle reglamentowały zagranicznym firmom możliwość wejścia na swój rynek (i robią to do dziś, choć w nieco łagodniejszej formie), z drugiej – zaczęły zalewać świat swoimi tanimi produktami.

Bardzo niskie koszty produkcji Chińczykom udaje się utrzymywać głównie dzięki totalitarnej specyfice ich państwa. W 1949 r. w ChRL wprowadzono zakaz swobodnego poruszania się ludności po terytorium kraju. Jeśli Chińczyk z biednej wiejskiej prowincji chce wyruszyć do pracy w Szanghaju, potrzebuje paszportu wewnętrznego (hukou). Ich liczba jest ograniczona, a ci, którzy zdołają go otrzymać, stają się zazwyczaj posłuszną, tanią i bezbronną siłą roboczą. Nie mogą ściągnąć swojej rodziny do miejsca, w którym pracują, nie mogą tam uzyskać prawa stałego pobytu (dopóki nie kupią mieszkania, co jest ze względów finansowych bardzo trudne do osiągnięcia) i nie mogą liczyć na  wsparcie państwa w konflikcie z pracodawcą. Takich obywateli drugiej kategorii jest w Chinach 120 mln. Do tego dochodzą ludzie, którzy pracują na czarno (bez hukou) oraz więźniowie. Ponadto przedsiębiorcy nie muszą się tam martwić o ubezpieczenia społeczne, a czas pracy jest dłuższy niż w krajach rozwiniętych.

Innym sposobem, za pomocą którego chińskie władze uzyskują przewagę konkurencyjną nad resztą świata, jest utrzymywanie kursu juana na sztucznie zaniżonym poziomie. Ten walutowy protekcjonizm sprawia, że eksporterzy z ChRL mogą sobie pozwolić, by bardzo tanio sprzedawać swoje produkty w dolarach czy euro. To dodatkowo obniża też koszty płacy. Szacunki mówią, że tuż przed kryzysem finansowym były one dziewięciokrotnie niższe niż w Meksyku i nawet 80 razy mniejsze niż w krajach Zachodu. Nic dziwnego, że wielkie koncerny z całego świata przenosiły w ostatnich dwóch dekadach produkcję do Chin, osłabiając w ten sposób własne gospodarki. Amerykańscy politycy wielokrotnie grozili z tego powodu Pekinowi wojną handlową, a wielu ekonomistów, w tym takie sławy jak noblista Paul Krugman, oskarża Chiny o kanibalizowanie innych gospodarek świata.

– Największymi błędami prezydenta USA Billa Clintona były nadmierna deregulacja systemu finansowego oraz zgoda na przystąpienie Chin do Światowej Organizacji Handlu (WTO). To są główne przyczyny kryzysu i dzięki temu Chiny masakrują zachodnie gospodarki – mówi „Parkietowi" Antoine Brunet, współautor książki „Chiny światowym hegemonem. Imperializm ekonomiczny Państwa Środka".

Chińska polityka walutowa uderza również w państwa rozwijające się. Według badań Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Peterson Institute for International Economics, gdyby chińskie władze pozwoliły na aprecjację juana o 10 proc. wobec dolara, eksport do USA innych państw rozwijających się wzrósłby nawet o 6 proc. Skala niedoszacowania juana jest jednak wyższa. Różni ekonomiści określają ją na 30–60 proc. W lipcu 2008 r., gdy za dolara płacono 6,83 juanów, Bank Światowy szacował, że kurs równoważący wymianę powinien wynosić 3,40 juana za dolara. – Jeżeli Chiny narzucają taki kurs, to jakby hamowały import za pomocą ceł wynoszących 100 proc. i jakby subwencjonowały eksport w wysokości 50 proc. ceny wyrobów – wskazuje Brunet.

Przebijanie bańki, uśmierzanie gniewu

Skoro ten model gospodarczy zapewnił Chinom potęgę, to czemu władze ChRL zaczęły go zmieniać na system oparty w większym stopniu na konsumpcji wewnętrznej? Katalizatorem zmian okazał się światowy kryzys, który na przełomie 2008 i 2009 r. mocno uderzył w chiński eksport. By ratować wzrost gospodarczy władze uchwaliły wówczas pakiet stymulacyjny wart 395 mld USD i dodatkowo nakazały państwowym bankom zwiększyć akcję pożyczkową. Wzrost PKB znów nabrał tempa, a ożywiony chiński popyt przyczynił się do wyciągnięcia Zachodu z recesji. Ale ceną za to było powstanie bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości, groźba przegrzania gospodarki i jej twardego lądowania, czyli dużego spowolnienia wzrostu PKB. Stąd m.in. podejmowane przez władze działania mające prowadzić do schłodzenia gospodarki. Przez prawie dwa lata Ludowy Bank Chin zacieśniał politykę pieniężną, by wyhamować inflację oraz w bezpieczny sposób zlikwidować bańkę na rynku nieruchomości. Inflacja wyraźnie zelżała. O ile w czerwcu 2011 r. sięgała 6,4 proc., to w lutym 2012 r. wyhamowała do 3,2 proc.

Jeśli chodzi o likwidację bańki nieruchomościowej, władze też odnoszą sukcesy. W lutym ceny domów i mieszkań spadały już piąty miesiąc z rzędu, choć w minionych latach rosły w dwucyfrowym rocznym tempie. Analitycy są przekonani, że rynek nieruchomości czeka miękkie lądowanie. – Chińskie władze w porę zdały sobie sprawę ze skali problemu i zaczęły rozbrajać bańkę, nim byłoby za późno – uważa Anson Chan, prezes firmy Bonds Group of Companies, inwestującej na azjatyckim rynku nieruchomości.

Innym ważnym powodem, dla którego rząd zaczął zmieniać model rozwoju gospodarczego, jest obawa przed społecznym wybuchem. Według badań Sun Lipinga, ekonomisty z pekińskiego Uniwersytetu Tsinghua, liczba strajków i zamieszek potroiła się w Chinach w latach 2006–2010. W 2010 r. zarejestrowano aż 180 tys. „masowych incydentów". Duży wpływ na to miały zwiększające się nierówności społeczne. Bo Xilai, do niedawna członek politbiura rządzącej partii komunistycznej (o jego upadku czytaj w ramce), ujawnił, że współczynnik Ginniego obrazujący różnice w dochodach wynosi dla Chin 0,46 pkt. Jeżeli ten indeks (liczony w przedziale od zera do 1) przekracza 0,4 pkt, oznacza to, że nierówności w dochodach są tak duże, że grozi to niepokojami społecznymi. Zasypywanie nierówności społecznych było jednym z głównych tematów marcowej sesji chińskiego parlamentu.

– Na poziomie mikro chiński model wzrostu gospodarczego jest długoterminowo zależny od niskich kosztów pracy i produkcji z małą wartością dodaną. Brakuje krajowych marek, technologii oraz innowacji. Na poziomie makro, Chiny są zbyt zależne od eksportu oraz inwestycji, gdy konsumpcja jest niewystarczająca. Ta nierównowaga jest strukturalna. Południowo-wschodnie wybrzeże jest wciąż dużo silniejsze ekonomicznie od centrum i zachodu kraju. Chiny muszą ograniczyć inflację, uniknąć twardego lądowania i poradzić sobie z eksportową dekoniunkturą. Druga największa gospodarka świata, gigantyczna lokomotywa światowego wzrostu, musi jechać do przodu z odpowiednią szybkością – wskazuje Yali Peng, analityk z KPMG.

Finansowy strach

Część inwestorów obawia się jednak, że chińskie władze przesadzą ze schładzaniem, co zaowocuje twardym lądowaniem. Obawy te uderzają w chińskie giełdy. Od początku 2011 r. szanghajski indeks CSI 300 stracił blisko 22 proc., gdy WIG20 spadł w tym czasie o około 18 proc., a nowojorski S&P 500 wzrósł o ponad 12 proc. Był to również skutek zacieśniania polityki pieniężnej przez Ludowy Bank Chin, które uderzyło m.in. w spółki i wehikuły inwestycyjne powiązane z chińskimi samorządami i zagroziło wybuchem kryzysu finansowego.

Gigantyczny program stymulacyjny rozpoczęty w 2008 r. przynosi skutki uboczne. Znaczna większość udzielanych wówczas pożyczek posłużyła do sfinansowania projektów budowlanych oraz infrastrukturalnych prowadzonych przez państwowe spółki. Część z tych inwestycji okazała się nietrafiona, wiele innych napędzało bańkę na rynku nieruchomości. Siedliskiem patologii stały się władze prowincji oraz samorządy. Chcąc zapunktować w partyjnej centrali, realizują szeroko zakrojone projekty inwestycyjne mające wspierać wzrost gospodarczy i zatrudnienie. Co prawda chińskie prawo ogranicza samorządom możliwość prowadzenia działalności gospodarczej i zadłużania się, ale jest ono powszechnie omijane poprzez tworzenie specjalnych wehikułów inwestycyjnych.

Lokalne chińskie władze utworzyły w ostatnich latach ponad 6 tys. takich spółek. Wiele z nich zaangażowało się w spekulację na rynku nieruchomości oraz różnego rodzaju ryzykowne transakcje – wchodząc w symbiozę z państwowymi bankami oraz prywatnymi (zazwyczaj kontrolowanymi przez „zaprzyjaźnionych towarzyszy") przedsiębiorstwami. Skala nieprawidłowości w funkcjonowaniu specjalnych wehikułów jest dosyć duża. Ze szczątkowych danych, które przeciekają do mediów, wiadomo na przykład, że w prowincji Liaonig aż 85 proc. tych spółek zalegało w 2010 r. ze spłatą pożyczek. Łączne zadłużenie samorządów jest szacowane na 10,7 bln juanów (1,7 bln USD lub 5,3 bln zł). Ponad połowa z tych długów zapada w ciągu najbliższych dwóch lat. Zeszłoroczne ostrożne rządowe prognozy mówią, że mogą się pojawić kłopoty ze spłatą pożyczek udzielonych samorządom o wartości 2,5–3 bln juanów. Straty poniesione na tych kredytach mogą być więc większe od wartego 700 mld USD programu pomocowego dla banków stworzonego w 2008 r. przez rząd USA. W marcu 2012 r. Chińska Bankowa Komisja Regulacyjna poinformowała banki, że błędnie zakwalifikowały warte 1,8 bln juanów ryzykowne pożyczki udzielone samorządowym wehikułom jako najbezpieczniejsze kredyty.

Analitycy nie wykluczają więc, że rząd będzie musiał udzielić pomocy finansowej bankom, jeśli sytuacja wymknie mu się spod kontroli. Przyznają jednak, że chińskie władze uzbierały w czasach prosperity wystarczające środki, by poradzić sobie z tym zagrożeniem.

Azjatycka wyższość

Chińska gospodarka, pomimo wielu niebezpiecznych zawirowań, wciąż jest w o wiele lepszej sytuacji niż gospodarki USA, Europy Zachodniej i Japonii. Państwo Środka nadal ma możliwość stymulowania gospodarki – fiskalnego i monetarnego.

– Chiny zrobią wszystko, co możliwe, by utrzymać odpowiednie tempo wzrostu. Jeśli gospodarka za bardzo zwolni, będą ją stymulować – uważa Tim Condon, ekonomista z banku ING. – Jeśli gospodarka za bardzo zwolni, można się spodziewać, że chińskie władze będą miały zarówno wolę, jak i możliwości, by na to odpowiedzieć, zwłaszcza że inflacja zwolniła. Chińska gospodarka będzie więc nadal dosyć szybko się rozwijać – prognozuje Glenn Stevens, szef Banku Rezerw Australii.

Średnia prognoz analityków zebranych przez agencję Bloomberga mówi, że tegoroczny chiński wzrost gospodarczy wyniesie 8,3 proc. Spośród dużych instytucji finansowych najbardziej optymistyczne co do Chin są Goldman Sachs i HSBC, które prognozują zwyżkę PKB o 8,6 proc. Największymi pesymistami są analitycy z Nomura International, którzy spodziewają się 7,9 proc. wzrostu. Większość analityków spodziewa się więc, że tegoroczne tempo wzrostu gospodarczego w ChRL będzie wyższe od 7,5 proc. założonych przez rząd. Przyczyni się do tego m.in. specyfika chińskiego systemu polityczno-gospodarczego.

– Władze wysłały sygnał, że chcą zmienić model wzrostu. Ale by tego dokonać, trzeba zrobić mnóstwo rzeczy, nie tylko obniżyć zaplanowane tempo zwyżki. System w Chinach nie zmienił się. Nadal jego istotą jest dążenie do silnego wzrostu, a zwłaszcza zdobywanie awansów dzięki niemu. Choć wielu decydentów z prowincji obniżyło zaplanowane tempo wzrostu gospodarczego, by pokazać swoje poparcie dla centralnego kierownictwa, to nadal będą się starali pokazać, że osiągają lepsze wyniki gospodarcze od innych. Muszą też wypracować fundusze pozwalające na spłatę 10,7 bln juanów długów – twierdzi Stuart Greene, ekonomista z banku Standard Chartered.

Pogłoski o „śmierci chińskiego cudu gospodarczego" okazują się więc na razie nieco przedwczesne. To nie znaczy jednak, że turbulencje ekonomiczne w Chinach nie będą miały wpływu na świat. Wręcz przeciwnie. Mogą one w tym roku doprowadzić na przykład do zawirowań na rynkach surowcowych. Nawet miękkie lądowanie gospodarcze dla Chin będzie przecież?oznaczało spadek światowego popytu na miedź i rudę żelaza. Sygnały dotyczące schładzania gospodarki mogą jeszcze wielokrotnie zaniepokoić inwestorów, a każda informacja mówiąca, że chińska gospodarka trzyma się stosunkowo dobrze, będzie pozytywnie wpływała na nastroje na rynkach. Inwestorzy mają więc powody, by pilnie studiować komunikaty napływające z Pekinu.

[email protected]

Tajemnice chińskich statystyk

Chiny oficjalnie są uznawane za drugą pod względem wielkości gospodarkę świata. Jest jednak ona tylko około dwóch razy większa od niemieckiej czy francuskiej, co wzbudza zdumienie u wielu ludzi obserwujących rozwój ekonomiczny ChRL. Antoine Brunet i Jean-Paul Guichard w książce „Chiny światowym hegemonem. Imperializm ekonomiczny Państwa Środka" podważają te ustalenia. Wskazują, że statystyki dotyczące chińskiej gospodarki są zmanipulowane. „Celowe byłoby raczej dokonanie szacunku na podstawie metody parytetów siły nabywczej, stosowanej przez wielkie organizacje międzynarodowe (...). Ten parytet równał się 1,96 juana za jednego dolara, aż do zmiany w roku 2007, od kiedy wynosi on 3,40 juana za jednego dolara. Na tej podstawie po przeliczeniu otrzymujemy PKB Chin w roku 2009 w wysokości odpowiednio 17 100 miliardów dolarów (120 proc. PKB amerykańskiego) bądź 9 800 miliardów dolarów (69 proc. PKB USA). Różnica jest znacząca; można przyjąć pewien rząd wielkości i założyć, że w roku 2010 chiński PKB był równy PKB Stanów Zjednoczonych i wynosił około 20 proc. PKB światowego" – piszą Brunet i Guichard.

Nawet takie wyliczenia nie są jednak pewne. Opierają się one bowiem na danych statystycznych dostarczanych przez Chiny. A te bywają niedoskonałe. Po zsumowaniu danych o PKB przesłanych przez władze 31 prowincji wychodzi, że chiński PKB za 2011 r. wyniósł 51,8 bln juanów, czyli o 4,6 bln juanów więcej, niż wynika z wyliczeń centralnego urzędu statystycznego. Państwowe Biuro Statystyczne przyznało w marcu, że lokalne władze zmuszają firmy do podawania fałszywych danych na potrzeby statystyki.

Ostrożnie należy podchodzić również do chińskich statystyk handlowych. Do danych dotyczących eksportu nie jest bowiem wliczany eksport zagranicznych firm działających w Chinach ani spółek joint venture. O ile więc, według chińskich danych, nadwyżka handlowa Chin wynosiła w ostatnich latach około 250 mld USD rocznie, to gdy zliczyć bilanse wszystkich państw handlujących z Chinami, okaże się, że była ona bliska 600 mld USD.

Sukcesja po starej ekipie i walki frakcyjne mogą być źródłem niepokoju

Jednym z potencjalnych zagrożeń dla chińskiego rynku jest w tym roku ryzyko polityczne. Jesienią, na XVIII Kongresie Komunistycznej Partii Chin, ma dojść do zmiany przywództwa. Sekretarza generalnego KPCh i zarazem prezydenta ChRL Hu Jintao ma zastąpić na obu tych stanowiskach dotychczasowy chiński wiceprezydent Xi Jinping. Premiera Wena Jiabao zastąpi zaś prawdopodobnie wicepremier Li Keqiang. Chińska polityka gospodarcza pod ich rządami prawdopodobnie będzie kontynuacją dotychczasowej – obaj przecież zajmują ważne miejsca w obecnej ekipie rządzącej i są namaszczani przez Hu i Wena na swoich następców. Obaj należą też do grupy nazywanej królewiczami – blisko związanych z biznesem, stosunkowo młodych partyjnych notabli będących potomkami „zasłużonych towarzyszy". Nie wszyscy są jednak zadowoleni z takiego wyboru kierownictwa. Wewnątrz partii trwa więc walka frakcji obfitująca w dramatyczne próby zakłócenia sukcesji.

Jednym z przykładów tej podziemnej wojny była partyjna egzekucja Bo Xilaia, pierwszego sekretarza w Chongqingu, członka frakcji byłego prezydenta Jang Zemina. Zyskał on popularność w Chinach wzywając do walki z korupcją i zasypywania różnic majątkowych. Bo stworzył „model z Chongqingu", czyli alternatywny wariant rozwoju społeczno-gospodarczego ChRL. Przewidywał on m.in. wzrost bezpieczeństwa socjalnego, poprawę usług publicznych, większy etatyzm (np. w miejsce prywatnych deweloperów państwowi), walkę z mafią i zwiększoną propagandę maoizmu (według krytyków istotą modelu była walka z partyjnymi przeciwnikami prowadzona pod hasłami zwalczania korupcji oraz okradanie prywatnych przedsiębiorców). Znalazł się on jednak w niełasce i został odwołany ze stanowiska pod pretekstem, że jego zastępca Wang Lijun (policjant wsławiony walką z triadami i skorumpowanymi „towarzyszami") próbował uciec do USA. O tym, jak napięta jest sytuacja na partyjnej górze, świadczą chociażby zdarzenia z końcówki marca. Na ulicach dzielnicy Pekinu zajmowanej przez notabli KPCh pojawiły się wozy opancerzone, a tajwańska oraz chińska emigracyjna prasa donosiły o próbie zamachu stanu. Niespodzianek w nadchodzących miesiącach może być więcej, co może źle wpłynąć na rynki.

Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?
Gospodarka światowa
Murdoch przegrał w sądzie z dziećmi
Gospodarka światowa
Turcja skorzysta na zwycięstwie rebeliantów
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Pekin znów stawia na większą monetarną stymulację gospodarki
Gospodarka światowa
Odbudowa Ukrainy będzie musiała być procesem przejrzystym