Wyczekiwany debiut Facebooka, największy w historii branży technologicznej, rozpoczął się rozczarowująco. Handel akcjami portalu społecznościowego zaczął się od 42 USD. To wprawdzie o 10,5 proc. powyżej ich ceny emisyjnej (38 USD), ale zwyżka ta szybko stopniała. Gdy zamykaliśmy to wydanie „Parkietu", kurs wynosił już tylko 40,6 USD. To rzuciło cień na wyceny innych spółek internetowych, które wyraźnie zniżkowały.
Wygórowane oczekiwania
Sugerując się ogromnym zainteresowaniem inwestorów ofertą Facebooka analitycy ankietowani przez spółkę Morningstar prognozowali średnio, że pierwszą sesję jego akcje zakończą z ceną 50 USD, czyli 32 proc. powyżej ceny emisyjnej. To mniej więcej tyle, ile zyskały średnio pierwszego dnia notowań akcje wszystkich spółek internetowych, które zadebiutowały w USA od początku 2011 r.
Przed piątkową sesją, akcje tych spółek – było ich 31., wśród nich tak znane, jak Groupon i LinkedIn – były już średnio tylko o 8 proc. powyżej ceny emisyjnej. Wartość rynkowa aż 16 z nich była niższa, niż w dniu debiutu. A żadna z nich nie przeprowadziła tak ogromnej oferty, jak Facebook, który zebrał aż 16 mld USD. – Zwykle im większa oferta, tym mniej akcje drożeją po debiucie – zauważył Josef Schuster, prezes firmy analitycznej IPOX Schuster.
Kontrowersje budzi też kapitalizacja portalu, która przy cenie emisyjnej akcji sięgała 104 mld USD, 40-krotnie więcej, niż jeszcze trzy lata temu na rynku spółek niepublicznych SecondMarket. Według Dealogic to rekord dla spółki wchodzącej na amerykańskie giełdy. Na drugim miejscu jest kurierski gigant UPS, który w dniu debiutu w 1999 r. wart był 67 mld USD. Google, który z pierwotnej oferty akcji w 2004 r. zebrał 1,9 mld – i był dotąd pod tym względem rekordzistą w branży internetowej – był wówczas wyceniany na 23 mld USD.
Choć ta ostatnia liczba do dziś wzrosła ponaddziewięciokrotnie, Facebookowi trudno będzie powtórzyć ten wynik. W 2020 r. portal musiałby bowiem osiągnąć kapitalizację na poziomie 920 mld USD. To niemal dwa razy więcej, niż wartość rynkowa Apple'a, dzisiejszego rekordzisty. – Im większa spółka, tym trudniej jej dalej rosnąć – wskazuje Jay Ritter, profesor finansów na Uniwersytecie Florydy.