Złożyły się na to takie czynniki jak zwalniająca gospodarka, groźba wyższych podatków i obawy drobnych inwestorów, że na giełdzie handel jest ustawiony.

Mimo podejmowanych kroków, aby zapobiec powtórce podobnego krachu inwestorzy indywidualni wciąż tracą zaufanie do rynku. Od 2008 roku z funduszy inwestujących w akcje spółek amerykańskich wycofano 440 miliardów dolarów  a obroty na giełdzie spadły do najniższego poziomu od co najmniej czterech lat. Do akcji drobnych graczy nie przekonuje Ben Bernanke, szef Fedu, który czwarty rok utrzymuje stopy procentowe blisko zera, atrakcyjne wyceny walorów, ani od 44 miesięcy trwający rynek byka, kiedy wartość akcji wzrosła o 9 bilionów dolarów.

Wprawdzie notowania takich firm jak Procter&Gamble i McDonald's od 1987 roku podskoczyły o 800 proc., ale zastosowane później środki zapobiegawcze nie uchroniły rynku przed pamiętnym Flash Crash z szóstego maja 2010 roku, kiedy w niespełna 20 minut wyparowało 900 miliardów dolarów.

E. E. „Buzzy" Geduld, który w 1987 roku nadzorował 60 traderów w Herzog, Heine &Geduld, a obecnie zarządza firmą inwestycyjną Cougar Trading, twierdzi, że krachy zdarzają się wówczas, kiedy inwestorzy mają wrażenie, że utracili kontrolę nad biegiem wydarzeń. – W 1987 roku wszyscy w tym samym czasie próbowali wyjść, ale drzwi wyjściowe nie były wystarczająco duże – wspomina. To była panika.  Geduld zwraca uwagę, że teraz w epoce handlu komputerowego można obracać gigantycznym wolumenem papierów, ale drzwi wyjściowe  są takie same jak w 1987 roku.