Wielu ekonomistów ma wątpliwości, czy rozszerzenie tego programu, znanego pod nazwą Kurzarbeit, jest właściwym narzędziem walki z rosnącym bezrobociem w największej gospodarce europejskiej.
Idea programu polega na tym, że w sytuacji gwałtownego i głębokiego spadku popytu na ich produkty firmy nadal zatrudniają pracowników w zmniejszonym wymiarze czasu, a rząd częściowo dopłaca do ich wynagrodzeń. Program ten sprawdził się w czasie recesji z 2009 roku, umożliwiając utrzymanie bezrobocia na niskim poziomie nawet wówczas, gdy globalne spowolnienie doprowadziło do spadku niemieckiego PKB o 5,1 proc.
Jednak obecnie sytuacja jest odmienna. Gospodarka światowa wychodzi z kryzysu. Niemiecki PKB prawdopodobnie odnotuje w tym roku wzrost, choć będzie on niewielki. Problemy niemieckich firm nie muszą zawsze wynikać wyłącznie ze spadku popytu globalnego.
Pomimo odnotowanego w styczniu wzrostu liczby bezrobotnych w Niemczech do 3,14 miliona osób, stopa bezrobocia jest bliska najniższym poziomom od czasu zjednoczenia przy uwzględnieniu sezonowych wahań tych danych. Wywołuje to debatę wśród ekspertów w dziedzinie zatrudnienia na temat pracy w niepełnym wymiarze czasu – czy jest to właściwa odpowiedź na aktualne problemy Niemiec, czy też kraj ten po prostu odsuwa niezbędne reformy. Dyskusja ta trwa w czasie, kiedy kanclerz Angela Merkel poucza inne kraje o konieczności podejmowania niepopularnych działań oszczędnościowych i reform gospodarczych.
W grudniu rząd przedłużył maksymalny okres wypłaty świadczeń z sześciu do 12 miesięcy, co oznaczało rezygnację z wcześniejszego zaostrzenia ich warunków. Niektóre partie opozycyjne opowiadają się za jego dalszym wydłużeniem nawet do 36 miesięcy.