Tymczasem w amerykańskim Kongresie nie ma żadnego miliardera. Najbogatszy amerykański parlamentarzysta, republikański senator z Teksasu Michael McCaul, ma majątek szacowany na około 500 mln USD. Daleko mu więc do Zonga Qinghou, najbogatszego chińskiego parlamentarzysty mające majątek wynoszący 13 mld USD.

31 miliarderów zasiada w Narodowym Kongresie Ludowym ChRL, czyli izbie parlamentu mającej zatwierdzać ustawy proponowane przez partię (pełniącym jednak czysto fasadową funkcję). Kolejnych 52 miliarderów to deputowani liczącego 2987 osób Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (innej fasadowej instytucji parlamentarnej, teoretycznie mającej głos doradczy wobec kierownictwa partyjno-państwowego). Wyliczenia te oparte są na danych magazynu „Hurun" prowadzącego listę najbogatszych Chińczyków. Są one jednak niepełne, gdyż wielu partyjnych oficjeli ukrywa swoje majątki, by uniknąć społecznych kontrowersji, a czasem dlatego, że zdobyli je nielegalnie.

System polityczny w Chinach sprzyja zarówno gromadzeniu majątków przez oficjeli, jak i wchodzeniu w politykę przez biznesmenów. Wielu ludzi interesu traktuje posiadanie partyjnej legitymacji jak polisę ubezpieczeniową przed samowolą urzędników. – Nasz rząd jest totalitarny, więc nad głową każdego jest topór. O tym, na czyją głowę spadnie, decydują oficjele. Gdy biznesmeni gromadzą fortunę, muszą ją chronić. Najlepszym na to sposobem jest znalezienie sobie protektora lub stanie się oficjelem. Innym popularnym sposobem jest zdobycie zagranicznego paszportu. Widzimy więc coraz więcej członków Komunistycznej Partii Chin, którzy stają się cudzoziemcami – twierdzi Xingyuan Feng, naukowiec z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych.