Wskaźnik cena do zysku dla indeksu S&P 500, oparty na zyskach spółek z minionego roku, oscyluje obecnie wokół 18,4-19,1 (w zależności od źródła danych). Jak wyliczył Mark Hulbert, założyciel firmy analitycznej Hulbert Financial Digest i publicysta portalu MarktetWatch, wskaźnik ten spadnie nieco poniżej 18, jeśli w trwającym od tego tygodnia sezonie publikacji wyników wszystkie spółki z S&P 500 sprostają oczekiwaniom analityków (poprzeczka nie jest ustawiona wysoka: wystarczy, że ich zyski w II kwartale wzrosły o 1,8 proc.).
Ale nawet w tym wypadku, wskaźnik C/Z pozostanie zdecydowanie powyżej długoterminowej średniej. Z wyliczeń Roberta Shillera, ekonomisty z Uniwersytetu Yale, wynika bowiem, że od 1871 r. średnia wartość C/Z dla indeksu S&P 500 wynosiła 15,5, a medianowa 14,5.
Do bardziej optymistycznych wniosków prowadzi porównanie długoterminowej średniej C/Z opartego na zyskach za miniony rok z C/Z bazującym na prognozowanych wynikach na najbliższy rok. Analitycy spodziewają się bowiem, że w drugiej połowie br. dynamika zysków spółek znacząco przyspieszy, nawet do 11 proc. rok do roku. Tyle, że to jest porównywanie gruszek z jabłkami.
Poprawne metodologicznie byłoby porównanie C/Z bazującego na prognozowanych wynikach spółek z historycznymi wartościami tak liczonego wskaźnika C/Z. Problem w tym, że nie ma danych o tym, jakie były prognozy analityków w przeszłości. Zadowolić można się co najwyżej badaniami Cliffa Asnessa i Anne Casscells sprzed kilku lat, z których wynika, że C/Z dla indeksu S&P 500 bazujący na prognozowanych zyskach wynosił historycznie około 11. Dziś sięga 15.
Wyjątkowo pesymistyczne sygnały daje CAPE, czyli spopularyzowany przez Shillera wskaźnik C/Z skorygowany o wpływ czynników cyklicznych. Opiera się na średnich realnych (skorygowanych o inflację) zyskach spółek z minionych 10 lat. Obecnie wynosi on 23,6. Wyżej w ostatnich 140 latach był przez zaledwie 10 proc. czasu.